Arno Stern jest autorem teorii Formulacji, czyli wyrażania się treści właściwych dla całej ludzkiej populacji niezależnie od kulturowych i cywilizacyjnych korzeni poprzez spontaniczny, wolny akt malowania. Zgodnie z ideą Sterna, aby doświadczyć owego fenomenu, wystarczy zupełnie zignorować dzieło, wytwór, jakikolwiek wynik kreatywnej działalności. Najważniejszy jest sam proces malowania, gest pozostawiający ślad, który w ściśle określonych okolicznościach może spełnić bardzo ważną rolę, doprowadzając do zamanifestowania się samej Formulacji. Paradoksalnie, ignorując dzieło, otrzymujemy uniwersalny, wyzwalający przekaz.
Urodzony w 1924 r. Arno Stern pochodzi z Kassel, od najmłodszych lat mieszka we Francji. Od 1946 r. nieprzerwalne i niezwykle intensywnie pracuje z dziećmi, początkowo w powojennym domu sierot, a od 1950 r. w ramach prowadzonego przez siebie w Paryżu malarskiego atelier. Arno Stern odbył liczne podróże po całym świecie w celu obserwowania rysunków dzieci, dziś dzięki swojemu bogatemu doświadczeniu zapewnia, że wolna od zewnętrznych uwarunkowań Zabawa w Malowanie jest bardzo cennym doświadczeniem, które może mieć decydujący wpływ na rozwój młodego człowieka. Od 2013 r. we Francji działa Instytut Arno Sterna, zajmujący się badaniem przede wszystkim dziecięcej spontaniczności. Stern jest także autorem licznych książek, przetłumaczonych m.in. na język polski (Odkrywanie śladu. Czym jest zabawa malarska, Wyd. Elementy, Warszawa 2016). Pracownia mieszcząca się w Paryżu przy rue Falguière to kwadratowy pokój, który może pomieścić 15 osób. Nie ma tu okien, są za to ściany pokryte od góry do dołu kolorowymi śladami, na środku stoi stół-paleta z farbami i pędzlami. Miejsce z założenia oderwane jest od rzeczywistości, którego koncepcję wypracował Stern. Posłuchajmy, co się tutaj dzieje:
Katarzyna Nowak: Bardzo dziękuję, że zgodził się Pan poświęcić nam trochę swojego cennego czasu. Czy może nam Pan na początek przybliżyć Pana metodę pracy?
Arno Stern: Zacznę od sprostowania, że nie mamy tutaj do czynienia z jakąkolwiek metodą, ponieważ metoda to jest gotowa recepta, którą się wypracowuje i następnie stosuje. W mojej pracy nie mam żadnych gotowych założeń, tak więc nie jest to metoda. Wolę nazywać swoją działalność praktyką, związaną ze szczególnym sposobem zorganizowania miejsca, w którym wszystko się odbywa. Miejsce jest tutaj bardzo ważne. Nazywa się ono Closlieu, to znaczy dosłownie „zamknięte miejsce”. W tym miejscu ma się zdarzyć coś, co nie mogłoby się zdarzyć w innych warunkach. Tutaj jesteśmy poza codziennością. Każda osoba, która przychodzi do pracowni, znajduje się poza znaną sobie rzeczywistością. Tu przychodzi się raz w tygodniu, aby bawić się w malowanie. Tutaj dzieją się rzeczy inne od tych, które zdarzają się gdzie indziej. Wszędzie na świecie praktykuje się malarstwo, by tworzyć dzieła, wtedy mówimy o sztuce malowania. W Closlieu nie mamy do czynienia ze sztuką, ale z grą, z zabawą. Ze sztuki malowania wynikają dzieła przeznaczone dla odbiorców, czyli takie, które mają być oglądane. Tutaj się bawimy, a to co charakteryzuje zabawę, to to, że ona nic nie wytwarza. Zabawa to przygoda, którą się przeżywa w danym momencie. Każdy z uczestników zabawy otrzymuje czystą białą kartkę, która jest jego prywatną przestrzenią, a dookoła niej znajdują się kartki współuczestników.
W pracowni spotyka się regularnie 15 osób naraz. Nie ma tutaj podziału wiekowego jak w szkolnej klasie, uczestnicy różnią się od siebie: najmłodsi mają 3, 4 lata, najstarsi 60 lat lub więcej. Przebywają razem, dzielą się tą grą, tą przestrzenią. Zazwyczaj segreguje się ludzi ze względu na wiek, tutaj nie. Dlaczego zazwyczaj grupuje się dzieci według wieku? Ponieważ uważa się je za podobne, możliwe do porównania. Tutaj nikogo się nie porównuje. Tutaj możemy być sobą pośród innych, którzy się od nas różnią. Istotne jest, aby dzieci nauczyły się współżycia w harmonii z osobami różnymi od nich. Bardzo istotną rolę odgrywa także Sługa Zabawy w Malowanie, osoba, bez której nic by się nie wydarzyło. Nie jest on mistrzem, ale towarzyszem zabawy, przewodnikiem. Ta rola jest także czymś zupełnie nowym. Ja odgrywam tę rolę i moim głównym zadaniem jest sprawianie, aby każdy z uczestników zabawy był w możliwie jak najlepszej sytuacji, aby wszystkie ewentualne przeszkody zniknęły.
Chciałbym podkreślić jeszcze raz szczególnie ważną rzecz: począwszy od prehistorii człowiek pozostawiał ślady, aby coś zakomunikować, pokazać. W języku francuskim oraz niemieckim słowo „rysować” ma ten sam źródłosłów co słowo „wskazywać, wyznaczać”. To pokazuje, że podstawową funkcją zostawiania śladów jest komunikowanie, pozostawianie znaków. W Closlieu powstają ślady, które nie zostaną nigdy nikomu pokazane. Może zatem powstać ślad, który nie powstałby nigdzie indziej, a który posiada ogromne znaczenie.
– W jaki sposób rozpoczęła się Pana przygoda z malowaniem?
Po zakończeniu wojny dostałem posadę w domu dziecka dla sierot, których rodzice zostali deportowani. One same przez całą wojnę były ukrywane w zakonach lub u rodzin, natomiast po wojnie należało się nimi zająć. We Francji zaraz po wojnie nie było nic do malowania, więc jedyne co mogłem znaleźć, to kredki i stary papier. Jakiś czas później zdobyłem farby. Bardzo szybko zrozumiałem, że nie musiałem im nic proponować, a nawet że nie byłem w stanie nic wnieść od siebie, mogłem jedynie dać im do dyspozycji środki do zabawy. Miały z tego wiele przyjemności. Dla mnie było to wielkie odkrycie. Kiedy dom dla sierot został zamknięty, moim jedynym pragnieniem było kontynuować tę pracę i dlatego stworzyłem w 1950 r. w Paryżu pierwsze atelier, które nazwałem „warsztatami czwartkowymi”, ponieważ wtedy czwartek był dniem wolnym od szkoły. Przychodziło tam 150 dzieci na tydzień. Była to dla mnie wielka przygoda, i myślę, że wyobraża sobie Pani, jak cenny był to dla mnie, świadka tej zabawy, materiał badawczy. Zauważyłem, że wszystkie dzieci, tworząc rysunki figuratywne, przedstawiają te same rzeczy. Zaintrygowało mnie to, i od tego momentu zwracałem ogromną uwagę na to, co dzieci malują. Stwierdziłem, że ich wytwory nie są owocem wyobraźni, że rysując nie wymyślają, ale jest w tej twórczości jakieś sedno, zalążek właściwy wszystkim dzieciom, że istnieje jakaś zaprogramowana ewolucja, tak jak dające się przewidzieć wzrastanie rośliny. Moja praca przez lata polegała na byciu świadkiem tych wydarzeń, nie byłem więc jak archeolog, który odkrywa coś dawnego, ale widziałem, jak te obrazy powstają na moich oczach.
Zauważyłem, że wszystkie dzieci przedstawiały te same rzeczy. Ten fenomen przedstawiania nazwałem Formulacją (la Formulation). Te wszystkie dzieci, które przychodziły na moje zajęcia w Paryżu, nawet jeśli pochodziły z rozmaitych rodzin i z różnych kultur, żyły w nowoczesnym społeczeństwie postindustrialnym. Zadałem sobie pytanie: Co rysują dzieci żyjące w plemionach nomadów? Nikt nie znał na to odpowiedzi, postanowiłem więc wyruszyć sam w odległe zakątki ziemi i odwiedzałem populacje, w których dzieci nie chodziły do szkoły, i w których nie praktykowano rysunku ani malarstwa. Spotkałem dzieci z dziewiczych lasów, żyjące na pustyni, na sawannie, w wysokich górach. Dałem im materiały do malowania, i proszę sobie wyobrazić, że te dzieci malowały dokładnie te same rzeczy, co dzieci z naszego świata. To pozwoliło mi stwierdzić, że Formulacja jest właściwa człowiekowi, niezależna i starsza od cywilizacji. Jest to pewnego rodzaju uniwersalny kod. To przecież kultura stwarza różnicę pomiędzy nomadą a mieszkańcem wielkiego miasta: różni ich sposób ubierania się, jedzenia, wierzenia, język. Ale okazuje się, że to nie jest fundamentalne. Co mamy więc ze sobą wspólnego? Kod genetyczny. Myślę, że to on jest źródłem Formulacji.
Przykład: dzieci bardzo często rysują domy. Kwadrat, trójkąt, drzwi, komin. Żadne dziecko nie widziało takiego domu i żadne dziecko nie mieszka w takim domu. To daje do myślenia. Uważa się, że dziecko ogląda i próbuje odwzorować przedmioty z najbliższego otoczenia. Taki wzorcowy dom z dziecięcego rysunku nie istnieje w prawdziwym świecie. Uważa się, że dziecko nie potrafi dobrze obserwować oraz że próbuje odwzorować coś, co widzi. Stąd pojawiła się teoria rysunku bądź malunku, który coś odwzorowuje. Formulacja nie pochodzi z obserwacji świata zewnętrznego, dla mnie bierze się ona z czegoś, co nazywam pamięcią organiczną. Zadam pani pytanie, ponieważ uwielbiam je zadawać: Jak daleko sięga pani pamięcią do swojego dzieciństwa?
– Moje pierwsze wspomnienia pochodzą z czwartego roku życia.
Ja jestem pewien wspomnień z czasów, kiedy miałem dwa lata. Nikt nie pamięta czegokolwiek, co wydarzyło się wcześniej. Nasze życie jest jak książka, którą czytamy np. od 41 strony, ponieważ wszystkie poprzednie zostały wyrwane. Myślę, że pamięć organiczna przechowuje wspomnienia z tego okresu. Mówiłem o tym już 40 lat temu w książce Antonin lub pamięć organiczna (Antonin ou la mémoire organique). Dziś naukowcy specjalizujący się w neurologii odkryli coś, co nazywają „pamięcią komórkową”. Neurolodzy nie wiedzą być może, że ta pamięć ma także możliwość wyrażania się. Dla mnie fenomen Formulacji jest wyrazem pamięci organicznej. Osoba, która przychodzi od Closlieu, przeżywa w ten sposób swoje korzenie, swój początek. Może ona zbliżyć się do czegoś, co jest w niej głęboko ukryte, i to jest najwspanialsze. Pozwala to danej osobie odnaleźć to, czego jej brakowało.
– Jak wygląda Pana praca obecnie?
Zabawa w Malowanie to coś, co dziś przyciąga sporo ludzi. Jest to bardzo uwodzące. Dziś nie tylko jestem Sługą Zabawy w Malowanie, ale także prowadzę badania nad Formulacją. Nie jestem naukowcem-poszukiwaczem, wolę mówić o sobie, że jestem tym, który znajduje. Podkreślam to, ponieważ ludzie, którzy zajmują się poszukiwaniem, opierają się na jakiejś idei i szukają dla niej potwierdzenia. Ja nigdy nic nie zakładałem z góry. Jest jeszcze trzeci filar mojej pracy: kształcę ludzi, którzy są zainteresowani tym zawodem i chcieliby otworzyć swoje warsztaty oparte na mojej praktyce. Chciałbym, aby stała się ona jak najbardziej popularna. Kiedy odbędą już u mnie szkolenie, nie kontroluję ich ani nie pobieram żadnych opłat koncesyjnych – chcę, aby moje idee rozpowszechniały się w swobodny sposób. Co roku szkolę setki osób. W rezultacie, miejsca podobne do Closlieu pojawiają się na całym świecie, dzięki czemu wiele dzieci może przeżyć Zabawę w Malowanie.
W dzisiejszych czasach pojawiło się coś, co nie istniało wtedy, kiedy zaczynałem. Kiedyś w szkole były zajęcia z rysunku, bardzo proste lekcje rysunku figuratywnego. Od lat 70. i 80. XX wieku istnieje coś, co nazywa się edukacją artystyczną. Dzieci zapoznaje się z ideami artystycznymi, prowadzi do muzeów, pokazuje dzieła sztuki, poznają teorie, pojęcia. Dziecko, które dzisiaj rysuje, nie ma wolności do zabawy, ale odtwarza to, co wtłoczono mu w głowę. Takie ukulturalnianie dzieci niszczy ich spontaniczność. Pochylają się z całym tym bagażem nad kartką papieru i są sparaliżowane. Dzieci, które przychodzą do Closlieu, odnajdują po woli swój własny świat, odkrywają swoje własne możliwości. Dlatego informowanie jest dla mnie dziś szczególnie ważne nie tylko po to, aby mówić, że Formulacja istnieje, ale także, aby ostrzec, że jest zagrożona przez te wszystkie praktyki edukacji artystycznej. Należy je koniecznie zlikwidować. Zresztą, teorie na temat sztuki nie są potrzebne nawet artystom.
– Chce Pan przez to powiedzieć, że należy zostawić więcej miejsca samym dzieciom? Dać im przestrzeń do życia?
Tak. Wyjaśniam też, że nie mam nic przeciwko sztuce, przeciwko muzeom. Ta edukacja artystyczna jest jednakże szkodliwa także dla samej sztuki. Kiedy zrobią kilka plam na kartce, wmawia się dzieciom, że stworzyły dzieło. To jest obelga rzucona sztuce. Myślę, że to źle wróży ludzkiej przyszłości. Dziś sporo się mówi o ekologii, ratowaniu planety. To dobrze, ponieważ nadszedł najwyższy czas, żeby zająć się tymi kwestiami. Nie możemy jednak zapominać o zanieczyszczeniach wewnątrz istoty ludzkiej. Musimy zaprzestać siać spustoszenie w dzieciach. Nie jest tak dlatego, że ja to mówię, każdy może to samodzielnie stwierdzić. Musimy znaleźć nowe sposoby komunikacji z dziećmi, nie tak jak to robimy dzisiaj.
– Jakie ma znaczenie obecność współuczestników zabawy?
Człowiek jest stworzony do życia z innymi. Relacje z nimi są zakłócone przez system edukacji, ponieważ wtedy zaczyna się segregacja ludzi na kategorie. Codzienne życie toczy się bez udziału dzieci, które są zamknięte w szkole, to nie jest normalne. Tam się je kategoryzuje, co sprzyja tworzeniu relacji silny – słabszy. To powoduje pojawianie się niebezpiecznych emocji, rywalizacji, chęci odniesienia sukcesu ze szkodą dla innych. Trzeba wypracować relacje z innymi, których podstawą będzie szacunek, radość z bycia razem, to właśnie łączy ludzi i o to właśnie staram się w Closlieu. Co się tu dzieje: ludzie w różnym wieku są razem, dzielą się narzędziami, nikt nie przynosi nic swojego. Dlatego używamy farb, ponieważ można się dzielić paletą, pomiędzy kolorami nie ma ostrych granic, moczy się pędzle w tych samych miseczkach. Farbami można dzielić się bardziej intensywnie niż kredkami. Przychodzimy z pustymi rękami i odchodzimy z pustymi rękami. Nie ma szansy, aby dana osoba pokazała na zewnątrz to, co stworzyła na tych warsztatach. Dzięki mojej, to znaczy Sługi Zabawy, obecności, nikt nie ingeruje w cudzą przestrzeń, nikt nie ocenia, nie krytykuje, nikt nie komentuje – to tworzy inny klimat relacji.
– Czy zachowanie takiej atmosfery jest w praktyce trudne? Na pewno niektóre dzieci lubią mówić o tym, co widzą.
Oczywiście, że jest trudne. W normalnym świecie za każdym razem, kiedy dziecko rysuje, pojawia się jakiś dorosły i mówi: co narysowałeś, opowiedz mi, co jest na twoim rysunku. To właśnie czyni dziecko zależnym od nas, wtedy zaczyna wierzyć, że musi rysować dla innych tak, aby jego prace się podobały. Nie jest to już zabawą, ale spektaklem. To nie jest normalne, to właśnie trzeba zmienić.
– Podkreśla Pan, że Closlieu jest niezbędne do ujawnienia się Formulacji. Czy w życiu codziennym może się mimo wszystko zdarzyć, że okoliczności będą sprzyjały jego wyrażeniu się?
Formulacja może znaleźć swój pełen wyraz tylko w tym bezpiecznym miejscu, ale doświadczenie, jakie dziecko zdobywa tutaj, jest możliwe do odtworzenia w zwyczajnym życiu. Harmonijne relacje, brak kompetencji, brak spekulacji, brak oceniania to te postawy, które warto przybierać w życiu codziennym. Dzieci, które przychodzą do Closlieu, są inne, ponieważ przeżyły to doświadczenie i nie porównują się z innymi. Nie czują się ani lepsze, ani gorsze od innych, tylko inne, godne szacunku, tak, jak inni są godni szacunku. Kiedy mówię o tym na konferencjach, widzę, że ludzie przyjmują te teorie z otwartymi ramionami, pragną takiej zmiany. Myślę, że społeczeństwo konsumpcyjne, w którym dziś żyjemy, nie ma przyszłości. Musi zniknąć. Musi pojawić się inne społeczeństwo.
– W jakim wymiarze czasowym uczestniczy się w Zabawie w Malowanie? Czy wystarczy przyjść kilka razy?
Nie. Kurs ma określoną długość, jest roczny, jest to pewnego rodzaju angaż, należy stawiać się co tydzień przez co najmniej rok. Zapisuje się na okres roku i przychodzi się regularnie. Nie możemy tego zrobić powierzchownie, należy się zaangażować na dłuższy czas. Niektórzy pojawiają się u mnie przez kilka lat, a nawet przez całe życie.
– Czytając materiały dotyczące Pana pracy nigdzie nie znalazłam informacji, skąd się biorą te ślady na ścianach?
Wszyscy mnie o to pytają. Jest to pewnego razu palimpsest. Za każdym razem, kiedy ktoś wyjeżdża pędzlem za kartkę, pozostaje taki ślad. Nikt tego nie zrobił za jednym razem. To robi się samo.
– Dlaczego akurat farby, a nie np. kredki, kreda?
Farby są przyjemniejsze, mają konsystencję. Do tego jest stół-paleta, z którego wszyscy korzystają wspólnie. Farby dają większe możliwości tworzenia kolorów. Closlieu jest miejscem, gdzie się dzieli, gdzie się spotyka – dotyczy to także kolorów. Za każdym razem uczestnicy używają tych samych pędzli dla danego koloru, także uczą się przy okazji dzielenia się, czekania na swoją kolej.
– Zainteresował mnie aspekt Zabawy w Malowanie polegający na tym, że cała uwaga skupia się na akcie, geście, na ruchu ręki. Dlaczego jest to tak ważne?
Jest to naturalny gest, który może wydarzyć się tylko w szczególnych warunkach i nie daje się niczym zastąpić. Nic nie może zastąpić Formulacji. Jest to jedyny środek wyrazu, jakim dysponuje pamięć organiczna i sprawia to każdemu wiele radości i przyjemności. Jeśli mamy okazję wyrazić coś, co w innych warunkach jest niewyrażalne, odczuwamy wielką przyjemność.
– Dorośli lubią komentować rysunki swoich dzieci. Czy jest możliwe, żeby dziecko uczestniczyło w warsztatach z kimś ze swojej rodziny?
Wielu rodziców przychodzi z dziećmi, funkcjonują razem w tej przestrzeni, wraz z innymi. Można to przeżywać razem, a każdy zostawia swój własny ślad w otoczeniu innych.
– Powiedział Pan, że uczestnicy dostają kartki. Czy mogą kontynuować malowanie na tych samych kartkach w ciągu kilku spotkań?
Mogą nawet przez cały rok malować jeden obraz, wtedy dokładam kartki, odklejam stare, malunek się rozrasta. Niektóre prace mają nawet ponad 100 metrów kwadratowych. Jest to praca, która dzieje się w czasie. Dziecko nigdy nie widzi całości, jest wciąż w czasie teraźniejszym, w danym momencie, nie cofa się. Prace, które archiwizuję, służą jako materiał do badań, a dla danej osoby są gwarancją, że jej ślad jest przechowywany.
Jak zdefiniowałby Pan cel uczestnictwa w Zabawie w Malowanie?
Jest to czysta przyjemność. To nie jest terapia, ponieważ terapia coś obiecuje. Tworzy zależność pomiędzy pacjentem a osobą, która go leczy. Tutaj nic się nie obiecuje i niczego się nie oczekuje. Kto uczestniczy w Zabawie w Malowanie, zyskuje harmonię wewnętrzną, która pozwala uniknąć wszelkich terapii.
Dziękuję za rozmowę.