Tinder stał się synonimem wykorzystania cyfrowych mediów do tworzenia romantycznych związków, ale także symbolem relacji erotycznych w czasach globalnej cyfryzacji: relacji dostępnych szybko niczym fast-food, równie nietrwałych i nieznaczących, sprowadzonych do seksualnej konsumpcji. Czy tego właśnie szukają użytkownicy Tindera, czy raczej marzą o prawdziwej miłości? Czy tego rodzaju aplikacje rzeczywiście łączą ludzi, czy też może zaspokajają zupełnie inne potrzeby?
Czym jest Tinder?
Tinder (ang. tinder to podpałka, punkt zapalny) to aplikacja służąca do „rozpalania” znajomości i umawiania się na randki. Istnieje szereg portali i aplikacji o podobnym zastosowaniu i zbliżonych zasadach działania (począwszy od starej Sympatii.pl po konkurentów Tindera takich jak OKCupid, Grindr czy Badoo).
Jak to działa:
Kim są polscy użytkownicy Tindera? Według badania firmy IRCenter przeprowadzonego w lutym 2017 r. polscy użytkownicy Tindera (nieco ponad 3% populacji) to częściej mężczyźni (55%), ludzie młodzi (18–24 lata – 48%), mieszkańcy dużych i średnich miast. Osoby określające siebie jako ambitne, nowoczesne, podążające za trendami. Przeważają osoby samotne, ale ponad 40% stanowiły osoby w związku partnerskim lub małżeńskim.
Media kreują wizerunek Tindera jako medium, dzięki któremu możecie mieć seks bez zobowiązań w czasie zbliżonym do dostawy pizzy do domu: zakładasz profil (kilka minut), coś tam klikasz robiąc toaletę i zamawiasz Ubera planując grę wstępną. Wbrew stereotypowi użytkownicy Tindera spędzają całkiem sporu czasu nie na dzikim seksie, lecz z telefonem w ręku. Według danych serwisu, przeciętny użytkownik loguje się 11 razy dziennie, mężczyźni spędzają w serwisie nieco ponad 7 minut, kobiety przeszło 8 minut, co daje w sumie około półtorej godziny dziennie. Z ujawnionych przez Tindera danych wynika, że na 1,6 miliarda swipe’nięć dziennie, tylko 26 milionów skutkuje matchem, czyli tylko niewiele ponad 1,5% spośród dotkniętych profili daje szansę, żeby porozmawiać z drugą osobą, a konkretnie wysłać do niej wiadomość, gdyż ok. połowa wiadomości pozostanie bez odpowiedzi. Droga od wymiany wiadomości do spotkania w realu jest także daleka. Skąd ta powściągliwość i wybredność u – wydawałoby się – napalonych tudzież spragnionych miłości?
Jedno z prostszych wyjaśnień wskazuje na odmienne strategie mężczyzn i kobiet, które powoduje, że trudno im się spotkać:
Ponadto zarówno mężczyźni, jak i kobiety, obstawiają osoby średnio o 25% atrakcyjniejsze niż oni sami, co również nie jest strategią prowadzącą do sukcesu.
Skoro więc aplikacje randkowe nie są wcale tak skuteczne w realizacji swych „statutowych” celów, czemu ich użytkownicy przy nich trwają? Głębsza analiza fenomenu aplikacji randkowych wymaga spojrzenia na głębsze motywacje ich użytkowników.
„Czego tutaj szukasz?”
To ponoć najczęściej powtarzające się w treści pierwszej wiadomości do „matcha” zdanie, skutkujące bardzo często irytacją i brakiem odpowiedzi. Czy zgodnie z obiegową opinią użytkownicy Tindera szukają głównie seksu bez zobowiązań?
Badacze z uniwersytetu w Sydney twierdzą, że przeprowadzone na użytkownikach aplikacji randkowych badania świadczą o tym, iż tezy o śmierci idei romantycznej miłości są mocno przesadzone. Wyniki sugerują wręcz, że technologia ułatwia jej realizację: 87% uczestników badania miało poczucie, że dzięki technologii zwiększyła się liczba okazji do znalezienia stałego partnera, 72% deklarowało się jako osoby hołdujące zasadzie monogamii, 66% stwierdziło, że dzięki aplikacji mają większą kontrolę nad miłością i seksem (Hobbs, Owen, Gerber, 2017).
Nieco bardziej złożony obraz motywacji wyłania się z badań duńskich naukowców na młodych użytkownikach Tindera (163 badanych w wieku 18–30 lat). Analiza sposobu korzystania z aplikacji, powiązanych z nią zachowań społecznych oraz przekonań na jej temat doprowadziła do wyłonienia 6 głównych motywacji:
„Miłość” była częstszą motywacją niż „seks bez zobowiązań”. Mężczyźni częściej niż kobiety kierowali się „seksem”, „podekscytowaniem” oraz „łatwością komunikacji”. „Miłość”, „seks…”, „potwierdzenie własnej wartości” oraz potrzeba „podekscytowania” sprzyjały częstszemu, bardziej regularnemu korzystaniu z Tindera. Użytkownicy szukający „miłości” i „seksu” częściej przenosili znajomości z Tindera do realu. Ceniący „łatwość komunikacji” – wręcz przeciwnie, co wskazuje deficyty w zakresie komunikacji i umiejętności społecznych (Sumter, Vandenbosch, Ligtenberg, 2016).
I love you, Tinder
Badania Duńczyków, jak również liczne odbyte i przeczytane w prasie rozmowy z użytkownikami, przybliżają nas do odpowiedzi na pytanie, dlaczego Tinder niekoniecznie skutkuje ożywieniem życia erotycznego, a mimo to użytkownicy z niego nie rezygnują.
Użytkownicy deklarujący jako główną motywację poszukiwanie partnera twierdzą, że pomimo niskiej efektywności aplikacje randkowe czynią ten proces bardziej komfortowym. Redukują stres związany z nawiązywaniem znajomości i flirtowaniem w realu: kiedy nie wiadomo, czy druga osoba jest nami zainteresowana, czy wyznając swój afekt nie ośmieszymy się, nie spotkamy z odrzuceniem, czy nawet oskarżeniem o molestowanie (żyjemy przecież w czasach MeToo), nie stworzymy niezręcznej sytuacji, zwłaszcza jeśli nadal będziemy musieli utrzymywać ze sobą kontakt. To jest właśnie ta „łatwość komunikacji”. Konsekwencje ułatwienia nie są wyłącznie pozytywne. „No risk, no fun” mówi stare przysłowie – konieczność przełamania wewnętrznych oporów wzmacnia zaangażowanie już na samym początku związku, obiekt zainteresowania wydaje się bardziej atrakcyjny i wart zachodu. Osoba z portalu randkowego, nawet jeśli nam się podoba, jest tylko jedną spośród wielu dostępnych opcji. Skutkuje to licznymi paraliżującymi działanie dylematami: kogo wybrać, czy w ogóle warto się mobilizować (może jednak jutro randka, a dzisiaj serial?), czy nie lepiej zaczekać aż pojawi się ktoś jeszcze lepszy (tzw. syndrom FOBO „fear of a better option”)? I tak tinderowe księżniczki (jak również książęta) czekają w nieskończoność na „ideał”, mając jednocześnie poczucie, że są bardzo blisko celu, a w ich życiu uczuciowym wiele się dzieje. Z tego powodu wiele osób nie rezygnuje z korzystania z Tindera, pomimo że są w związku: nie chcą wypaść z gry, przegapić czegoś lepszego, pożegnać się z tym poczuciem ekscytacji, które towarzyszy uwodzeniu.
Są i tacy, którzy w ogóle nie traktują aplikacji randkowej jako narzędzia do poznawania ludzi, lecz raczej jako grę komputerową, w wielu przypadkach czasochłonną i niszczącą realne życie społeczne, uzależniającą.
Korzystanie z Tindera to sytuacja analogiczna do gry na automacie, gdy wrzucamy monetę i raz na jakiś czas wypadają pieniądze – z punktu widzenia teorii warunkowania to tzw. nieregularny system wzmocnień, który w sposób niezwykle skuteczny i trwały motywuje do powtarzania zachowania. Informacja o tym, że ktoś wybrał nasz profil, to pozytywne wzmocnienie społeczne sprawiające radość i pozwalające się dowartościować, „match” to wygrana w grze, która na poziomie neuronalnym może powodować aktywację ośrodka przyjemności i wyrzut dopaminy, jak przy zażywaniu narkotyków czy graniu w gry hazardowe.
Jednak tego rodzaju wzmocnienie niekoniecznie przekłada się na rzeczywisty wzrost samooceny i pewności siebie ze wszystkimi jego pozytywnymi konsekwencjami, jak np. większa otwartość w relacjach z ludźmi. Wynika to z faktu, że użytkownik ma świadomość, że doceniony profil to jego, nieco odbiegające od rzeczywistości, ja-idealne. Sposób przetwarzania informacji w sytuacji licznych dystraktorów i przeciążenia informacyjnego oraz dopasowana do niego logika aplikacji randkowych nie sprzyjają autentycznej, pogłębionej autoprezentacji. Użytkownik musi stworzyć w serwisie reklamę swojej osobistej marki – przykuwającą uwagę, efektowną, obiecującą korzyści. Wszyscy wiemy, jak reklamy mają się do rzeczywistości. Więc match to chwila narcystycznej radości, ale wewnętrzny krytyk bardzo szybko gasi ją ponurą konstatacją: ciekawe, co by powiedział/a, gdyby zobaczył/a cię w rzeczywistości. W ten sposób rozdźwięk między ja realnym a idealnym pogłębia się, samoocena spada, podobnie jak gotowość do podjęcia ryzyka konfrontacji z żywym człowiekiem. Lepiej więc zbierać kolejne matche i fantazjować, że ci ludzie nas pożądają.
Internet powstał po to, by łączyć ludzi, trudno więc dziwić się, że ludzie próbują go wykorzystywać, by łączyć się w pary. Zdaniem Z. Baumana, a także innych socjologów (A. Giddens, U. Beck i E. Beck-Gernsheim) wpływ technologii na stosunki międzyludzkie pozostaje trudny do przecenienia i niekoniecznie pozytywny. To druga, obok konsumpcjonizmu siła, która jego zdaniem walnie przyczynia się do erozji relacji międzyludzkich, powodując, że idea tworzenia na początku dorosłości związku na całe życie, stała się konstruktem mocno przeterminowanym i niezwykle trudnym do zrealizowania. Internetowe portale i telefoniczne aplikacje randkowe sprawiły, że romans, będący niegdyś kwestią życia i śmierci, stał się rozrywkową grą, w której ludzie są tylko talią kolorowych kart, nic nie jest na serio i na zawsze. Można nacisnąć przycisk delete, można też znowu zalogować się do gry, jeśli opcja, którą wybraliśmy już nie daje nam satysfakcji, w poszukiwaniu lepszej „aktualizacji”. Naturalna awersja do straty powoduje, że – jeśli coś ma się skończyć – to nie inwestujemy w to, nie przywiązujemy się, a czasami nawet w ogóle nie zaczynamy. Wbrew mitowi o seksualnej rozwiązłości powodowanej przez Tindera, młodzi Amerykanie uprawiają coraz mnie seksu.
Człowiek jednak również ma wpływ na technologię, możliwość decydowania, czy i jak jej użyć, by zaspokoić swoje potrzeby. Nie sposób nie zauważyć, że aplikacje randkowe odmieniły życie wielu gejów i lesbijek, którym trudno się było spotkać w realnym świecie. Zdarza się, całkiem często, że ludzie poznają przez Internet swoich kochanków, przyjaciół, współmałżonków. Dzieje się tak dlatego, że naprawdę szukają kontaktu, bliskości i w pewnym momencie podejmują ryzyko związane z opuszczeniem wirtualnej strefy komfortu i, mniejszym lub większym, odsłonięciem się przed drugim człowiekiem. Ci, którym tej odwagi brakuje, stają się niestety więźniami technologii, która daje im iluzję życia społecznego, demotywując jednocześnie do rozwoju i pokonania swoich ograniczeń.
Bibliografia
Sumter S., Vandenbosch L., Ligtenberg L. (2016), Love me Tinder: Untangling emerging adults’ motivations for using the dating application Tinder, „Telematics and Informatics”, nr 34 (1), s. 67–78.
Hobbs M., Owen S., Gerber L. (2017), Liquid love? Dating apps, sex, relationships and the digital transformation of intimacy, „Journal of Sociology”, nr 53(2), s. 271–284.
Turel O., He Q., Xue G., Xiao L., Bechara A. (2014), Examination of neural systems sub-serving facebook „addiction”, „Psychological Reports”, nr 115(3), s. 675–695.
Autorka jest psychologiem klinicznym, absolwentką Wydziału Psychologii UW. Pracuje z młodzieżą uczącą się w szkołach społecznych Fundacji Alter Edu.