Artykuł jest kontynuacją tekstu „Pod prąd”, („Remedium” 11/13). Tekst ten opisywał dylematy w pracy wychowawczej klubów związane z wartościami. Treści przedstawione w niniejszym artykule nie stanowią chronologicznego odzwierciedlenia wydarzeń, ale ukazują pewien proces w dochodzeniu do przekonania, że młodzież może i powinna brać odpowiedzialność za młodszych kolegów. Opis dotyczy kilkuletniego okresu działalności i ukazuje kontekst zmian oraz przebytą drogę. Artykuł jest próbą podzielenia się poszukiwaniem rozwiązań w obszarze profilaktyki.
Pierwszy impuls
Pracując z młodymi ludźmi w formule klubów młodzieżowych na pewnym etapie świadomie weszliśmy w pracę projektem. Duża część realizowanych wtedy, jak i obecnie projektów była adresowana do dzieci w różnym wieku i z różnych środowisk (dzieci chore i niepełnosprawne, podopieczni placówek opiekuńczo-wychowawczych, dzieciaki spędzające czas na podwórkach, uczniowie szkół podstawowych). Doświadczenia związane z tymi projektami pokazały nam pewną oczywistą prawdę: dzieci są wpatrzone w starszych kolegów. Niezależnie czy organizowaliśmy bal karnawałowy dla dzieci z placówki, czy Podwórkową Akademię Zabawy lub turniej piłkarski, zawsze doświadczaliśmy tego, że mali odbiorcy otrzymując odrobinę uwagi i życzliwości ze strony starszych kolegów, bardzo ochoczo wchodzili w relacje, opierając się znacznie mniej niż wobec dorosłych. Dla naszych klubowiczów (którzy pochodzą z różnych środowisk i mierzą się z wieloma osobistym problemami) te spotkania także były nie lada przeżyciem, które wzmacniało ich poczucie wartości i sprawstwa. Niezapominane pozostaną sytuacje, kiedy tuż po zakończonym działaniu klubowicze przybiegali i spontanicznie dzielili się swoimi przeżyciami: „Panie, a łoni mi godali przez pani a jo mom ino piętnoście lot”; „Oni mnie słuchali i tak patrzyli, a ta mała dziewczynka to na koniec przytuliła się do mnie i podziękowała”. Te wszystkie akcje i przedsięwzięcia były niesamowicie ważne, ale ze względu na swój charakter nie stwarzały okazji do budowania głębszej więzi między dziećmi i młodzieżą – były za krótkie w czasie. Istotnym momentem w naszym zmierzaniu w kierunku profilaktyki rówieśniczej oraz kształtowaniu liderów była potrzeba, która zrodziła się w jednej z naszych świetlic zlokalizowanej w bardzo trudnej dzielnicy miasta – enklawie biedy, środowisku wieloproblemowym. Wychowawczynie zauważały, że bardzo dużym problemem jest brak pozytywnych wzorców męskich w tym środowisku. Nieobecni, pijący, krzywdzący ojcowie, starsi bracia zdemoralizowani i nierzadko po wyrokach, starsi koledzy działający w gangach kibolskich – a w świetlicy kobiety, pracujące profesjonalnie i z wielkim oddaniem, ale nie będące w stanie zastąpić mężczyzn. Wtedy właśnie zrodził się pomysł, by zaprosić do współpracy dwóch starszych klubowiczów, którzy często brali udział w projektach na rzecz świetlicy i bardzo imponowali dzieciom, zwłaszcza chłopcom: silni (jeden z nich to pasjonat kulturystyki), wysportowani, z poczuciem humoru, uczniowie szkół wojskowych. Dla nas dorosłych istotne zaś było to, że podlegają oni formacji w klubach, są odpowiedzialni i godni zaufania, nie piją, nie są agresywni, dobrze się uczą. Tak rozpoczął się specyficzny wolontariat, podczas którego ci dwaj prawie pełnoletni młodzieńcy przez okres kilku miesięcy przyjeżdżali do świetlicy i towarzyszyli chłopakom w różnych męskich zajęciach: razem reperowali zepsute sprzęty, grali w piłkę, rozmawiali na „męskie tematy”, wychodzili na zajęcia w teren. Pokazywali także swoją postawą, jak można z szacunkiem rozmawiać z kobietami, że można bawić się bez alkoholu, że szkoła to coś ważnego. Po krótkim czasie wytworzyły się zalążki męskiej przyjaźni. Klubowicze przez cały czas trwania eksperymentu byli wspierani przez wychowawczynie ze świetlicy i pracowników klubów, którzy instruowali ich, dawali wskazówki. Dzięki tym spotkaniom chłopcy ze świetlicy „zobaczyli” inny system wartości, doświadczyli życzliwego zainteresowania i mogli pochwalić się posiadaniem starszego kumpla. Po pewnym czasie pojawiły się trudności: w sytuacjach konfliktowych klubowicze nie radzili sobie ze stawianiem granic, brakowało im doświadczenia i ujawniali własne poglądy na temat wychowania – uważali, że w świetlicy jest za mało dyscypliny, w sposób stereotypowy powielali zasłyszane, być może, we własnych domach opinie na temat pomagania. Wkradła się także demotywacja i klubowicze zrezygnowali z przyjazdów do świetlicy. Sytuacja została z nimi przepracowana – rezygnacja, tak jak i wejście w eksperyment były świadomą decyzją klubowiczów. Mimo że to doświadczenie trwało tylko kilka miesięcy, ufamy, że dla obu stron może jeszcze zaowocować. Dla nas było istotnym doświadczeniem.
Młodzi profilaktycy
Komunikaty zwrotne ze strony osób dorosłych dotyczące naszej młodzieży uczestniczącej w projektach, świadomość, że podlega ona swoistej formacji, wiele posiada i jest w stanie pozytywnie modelować postawy i zachowania, oraz wcześniejsze doświadczenia z Rudy, zachęciły nas do kontynuacji działań i pewnego ich uporządkowania. Podczas superwizji usłyszeliśmy coś, co przekonało nas, że warto inwestować w liderów młodzieżowych i profilaktykę rówieśniczą. Badania dotyczące autorytetów jasno wskazują, że my dorośli możemy być (i często jesteśmy) dla dzieci i młodzieży autorytetami, ale bardzo trudno jest nam stać się idolami, którzy na pewnym etapie dorastania są bardzo ważnym punktem odniesienia. Uświadomiliśmy sobie, że to, co my próbujemy przekazać naszym podopiecznym, wypowiedziane i wyrażone przez ich starszych kolegów ma znacznie większą siłę oddziaływania. Zauważyliśmy też, ilu negatywnych idoli otacza nasze dzieci i młodzież, i zapragnęliśmy świadomie kształtować liderów, którzy zechcieliby wspomagać przekaz wartości i modelować, odpowiednie z naszego punktu widzenia, postawy u dzieci. Zdecydowaliśmy się na eksperyment profilaktyczny, który polegał na zgrupowaniu tych klubowiczów, którzy dotychczas wybierali projekty skierowane do dzieci i mieli specyficzne predyspozycje do pracy z nimi – i zaproponowanie im wspólnego formowania. Naszym założeniem było wykorzystanie tego, co naturalne w relacji starszy – młodszy, a jednocześnie zdawaliśmy sobie sprawę, że niezwykle ważne będzie skonfrontowanie młodzieży z własnymi przekonaniami wobec kwestii picia, innych używek, agresji, uczciwości itp. Chcieliśmy także doprowadzić do tego, by oprócz oddziaływań akcyjnych doszło do świadomego podjęcia przez młodzież roli profilaktyków. Dlatego chcieliśmy wyposażyć młodzież w wiedzę z zakresu profilaktyki, by mogła bezpośrednio i wprost, ale bez moralizatorstwa, poruszać tematy dotyczące zagrożeń. Jak to robiliśmy? Naturalne było kontynuowanie projektów skierowanych do dzieci. Dodatkowo zainicjowaliśmy również wspólne przedsięwzięcia dzieci i młodzieży, np. organizację dużej, całodniowej imprezy plenerowej o nazwie Świetlandia dla prawie 350 dzieci, podczas której klubowicze ściśle współpracowali z najstarszymi uczestnikami z jednej z naszych placówek. Kolejnym krokiem były wyjazdy rekreacyjne dla dzieci (Wisła, Brenna), podczas których młodzi ludzie (w asyście wychowawców) brali odpowiedzialność za zorganizowane niekonwencjonalnych zajęć (zajęcia terenowe, gry survivalowe, nocne wyjścia) oraz budowanie klimatu wyjazdów. Tam też pojawił się niesamowicie istotny element całego tego procesu, jakim było autentyczne świadectwo życia wypowiedziane przez młodych ludzi. Dotyczyło ono trudnej sytuacji życiowej młodych ludzi, wcześniejszych doświadczeń, decyzji o abstynencji, życia wartościami, walki z własnymi słabościami. Spontaniczne, wypowiedziane w odpowiednim momencie i dające ogromną nadzieję, było czymś tak głębokim, naturalnym i wykraczającym poza schematy, że spotkało się z bardzo dobrym, emocjonalnym przyjęciem. Te niesterowane, niewyreżyserowane sytuacje budowały więzi i poczucie bliskości pomiędzy dziećmi i młodzieżą. Ważny był także udział wybranych młodych osób w wyjazdach wakacyjnych i powierzenie im organizacji spływu kajakowego podczas kolonii w Bachorzu. W tej roli odnaleźli się po kilku latach, dwaj wtedy już pełnoletni absolwenci klubu, którzy wcześniej przyjeżdżali do Rudy. Podczas trwania eksperymentu odbywały się konsultacje i spotkania młodzieży z wychowawcami i osobami z zewnątrz (m.in. z osobą superwizującą pracowników Stowarzyszenia). Z biegiem czasu niestety grupa rozpadła się. Było to po części wyrazem braku gotowości ze strony nas dorosłych. Miały jednak nadal miejsce różne sytuacje i przedsięwzięcia, które stanowią bazę do dzisiejszych działań.
Lider? Nie dziękuję…
Opisywany eksperyment rozkładał się w czasie. Mieliśmy poczucie, że nasza młodzież dojrzewa, za jej sprawą dzieje się dobro, a jednocześnie na własnym podwórku doświadczaliśmy różnych niełatwych sytuacji. Ci sami młodzi ludzie, doceniani i chwaleni przez wychowawców placówek, z którymi współpracowaliśmy, w klubach generowali różne konflikty. Doświadczaliśmy ich hermetyczności wyrażającej się brakiem otwartości na nowe osoby w klubie i obawą przed rekrutowaniem do klubu 6-klasistów. Miały także miejsce sytuacje, w których starsi ewidentnie deprecjonowali młodszych, m.in. poprzez niedopuszczanie ich do głosu, tworzenie zamkniętych klik i podgrup. Na tamtym etapie jednym z trudniejszych wyzwań dla wychowawców było prowadzenie zajęć dla grupy o tak dużym przekroju wiekowym – 12–20 lat. Doświadczaliśmy, że mamy silne osobowości w klubie, które pełniły rolę nieformalnych liderów. Nieraz byliśmy świadkami, jak młodsi zabiegali o względy starszych i jak ich zdanie oraz postawa wpływała na tych pierwszych. Zaproponowaliśmy więc, by dokonać pewnego podziału uczestników klubu ze względu na staż, wiek oraz role pełnione w klubie. Chcieliśmy spośród przywódców nieformalnych wyłonić liderów, tak ich nazwać oraz określić ich role. To spotkało się z dużą dezaprobatą ze strony młodzieży. Opierały się zwłaszcza te osoby, które niewątpliwie były liderami, ale uważały, że nie ma potrzeby wprowadzania jakiś sztucznych podziałów, że to rozbije jedność, poróżni osoby, zepsuje klimat i atmosferę równości… Młodzież przywoływała wtedy doświadczenia z innych grup, gdzie rzekomo poprzez wytypowanie takich osób doszło do jakiegoś dużego rozłamu. Teraz wiemy, że była to ogromna obawa młodych ludzi, wchodzących w dorosłość, przed wzięciem odpowiedzialności za siebie i za innych. Wtedy odpuściliśmy (przyjmując ich wizję rzeczywistości), mimo iż mieliśmy intuicję, że jest to niezbędne dla rozwoju grupy. Wiedzieliśmy, że większość grup formalnych działa na bazie stopniowego wchodzenia na kolejne szczeble hierarchii i jest to naturalne, wręcz archetypowe. Jakiś czas później i tak ujawnił się kryzys związany z wartościami w naszej społeczności. Wtedy już nie ugięliśmy się i, podejmując różne trudne dla nas decyzje, podjęliśmy walkę o odpowiedzialność, a także autentyczne wartości.
Młodzi – młodszym
Te wszystkie wcześniejsze doświadczenia nierzadko zakończone klęską wychowawczą, ale i doświadczane sukcesy zaowocowały pełniejszym spojrzeniem i stanowią niezwykle cenną bazę dla naszej obecnej pracy. Na początku 2012 r. znajoma pedagog szkolna poprosiła nas o przygotowanie spektaklu na Dzień Profilaktyki w podstawówce, w której pracuje. Wychowawcy poprosili, by przyszła i skierowała to zaproszenie bezpośrednio do młodzieży. Tak się stało. Podczas burzy mózgów młodzież doszła do wniosku, że jeśli mamy zrobić coś, co będzie miało wymiar profilaktyczny, to musi to być zaskoczeniem, czymś niebanalnym. Zgodziliśmy się z tym, dodając, że bardzo silne i zaskakujące dla dzieci może być także autentyczne świadectwo życia naszych klubowiczów. Zebraliśmy młodych ludzi, którzy posiadają ciekawe pasje i talenty oraz są poukładani wewnętrznie i deklarują pozytywne normy. Każdy z nich miał zaprezentować coś, co jest jego mocną stroną. W taki sposób powstał zarys przedsięwzięcia, które chyba najłatwiej nazwać happeningiem profilaktycznym. W ramach dynamicznego, zbudowanego troszkę na wzór telewizyjnego show „Mam talent” występu, klubowicze tańczyli, rapowali, wykonywali beat–box, śpiewali, pokazywali triki żonglerskie i piłkarskie, recytowali, grali na instrumentach, pokazywali swoje prace plastyczne. Towarzyszył temu wielki entuzjazm, zabawa i zaskoczenie – uczniowie biorący udział w przedsięwzięciu nie byli informowani o tym, co za chwilę zobaczą. Klubowicze otrzymywali gromkie brawa, porywali dzieci zgromadzone na salach gimnastycznych do zabawy. Nie zapowiadając swoich wystąpień po zakończonym pokazie siadali na ziemi i oglądali prezentacje swoich kolegów. To, co odróżniało te występy, od organizowanych pewnie w wielu szkołach podobnych imprez, to jego druga część. Klubowicze (po tych kilku minutach już niekwestionowani idole) siedząc na ziemi zaczynali dawać świadectwo swojego życia. Mówili o przyjaźni, akceptacji siebie, wartościach, abstynencji, byciu autentycznym, porażkach i błędach, presji grupy rówieśniczej, używkach, facebooku, o wierze… Mówili w prostych słowach, czasem slangiem. Starali się przestrzec, odnosząc się do własnych doświadczeń. Nie pouczali – zachęcali. To, co mówili nie było zaplanowane, wymyślone czy też zasugerowane przez dorosłych. W ramach przygotowań wychowawcy prosili jedynie klubowiczów, by byli autentycznymi, nie mówili na wyrost i dbali o spójność i uczciwość. Wtedy grupa nierzadko 200 dzieciaków zamierała, wsłuchując się w słowa starszych kolegów. Ten kontrast, tak płynne i naturalne przejście z wrzawy, zabawy i muzyki do ciszy, wywierał duże wrażenie zwłaszcza na nauczycielach. Podzielenie się własnymi talentami i pasjami było jedynie pretekstem do spotkań dzieci i ich starszych kolegów, i stanowiło silny bodziec dla jednych i drugich. W czasie jednego z podsumowań, kiedy nauczyciele i pedagog szkolny dawali komunikaty zwrotne klubowiczom, z ust jednego z nich padło stwierdzenie, że to, co zobaczył, to „profilaktyka autentyczna”. Te słowa stanowią dla nas duże dowartościowanie, a zarazem wyzwanie. To niewątpliwie nasze głębokie pragnienie i konkretny cel naszej pracy.
Profilaktyka
Dzięki tym wszystkim doświadczeniom mamy obecnie nieco inne spojrzenie na dużą rozpiętość wiekową w naszych klubach – widzimy, że może to być bogactwo i impuls. Ponownie doceniliśmy współpracę placówek, stwarzającą niesamowite możliwości łączenia dzieci i młodzieży z różnych środowisk. Ostatnie doświadczenia pokazały nam także możliwość prowadzenia niekonwencjonalnej profilaktyki w szkole. Towarzyszy nam wielka radość, gdy widzimy, jak młodzi ludzie pięknie się rozwijają, a młodsi są wpatrzeni w starszych kolegów i chcą piąć się wzwyż. W dłuższej perspektywie to na pewno szansa na rozwój naszych współpracowników i następców. Konfrontowanie młodych ludzi w obszarze wartości i postaw, nauka odpowiedzialności za słowa, czyny, za drugą osobę, ukazywanie potrzeby bycia uczciwym i spójnym wewnętrznie, nie może odbywać się bez towarzyszenia i wspierania ich w sytuacji porażek, kryzysów. My dorośli także sami staramy się być spójni, przejrzyści i uczciwi wobec młodzieży. Profilaktykę postrzegamy już nie tylko jako strategie, metody i techniki. To postawa, pragnienie i zabieganie o taki stan, żeby starszy mógł pociągać młodszego ku dobru. To walka i o starszych, i o młodszych – taka „profilaktyka do kwadratu”. Na dziś profilaktyka rówieśnicza w klubach młodzieżowych to: formowanie liderów, którzy mogą stać się pozytywnymi IDOLAMI dla młodszych; wykorzystanie wiedzy dotyczącej naśladowania przez dzieci zachowań starszych kolegów i naprowadzanie na właściwy tor tego, co i tak dzieje się w codziennym życiu; stwarzanie przestrzeni na spotkanie i kontakt różnych grup wiekowych; spotkania dzieci i młodzieży z różnych środowisk w działaniu (poprzez projekty, wspólne wyjazdy); profilaktyka realizowana w szkołach oparta na przełamaniu schematów; wzajemne uczenie się młodzieży i osób dorosłych poprzez eksperyment. To przede wszystkim dynamiczny proces pełen niespodzianek, poszukiwań, pomyłek… Filarami tego nurtu są więzi, zaufanie i wiara w młodzież oraz świadectwo własnego życia zarówno ze strony dorosłych, jak i młodzieży. Od kwietnia 2013 r. w klubach działa grupa „Idź dalej”, w której formuje się 15 liderów młodzieżowych. To, co przerosło nas kilka lat wcześniej, obecnie jest przedmiotem nowego eksperymentu. To, że młodzi tym razem weszli w ten projekt, oznacza, że jesteśmy jako społeczność w innym miejscu i że obawa przed braniem odpowiedzialności za innych stała się mniejsza. Zdajemy sobie sprawę, że jesteśmy dopiero na początku drogi, ale już po kilku miesiącach pracy widzimy, że to właściwy, choć niełatwy kierunek. Z nadzieją wchodzimy w nową przygodę z naszymi młodymi przyjaciółmi.
Autor jest pedagogiem, współtwórcą projektu Klubów Młodzieżowych Stowarzyszenia św. Filipa Nereusza; obecnie pełni funkcję kierownika i wychowawcy w klubach, wcześniej pracował jako wychowawca w świetlicy socjoterapeutycznej.