Lalka… to znacznie więcej niż zabawka. Ten przedmiot naśladujący człowieka wprowadza dziecko w świat prawdziwych wartości – podczas odgrywania różnych scen z życia dziecko odtwarza określone sytuacje, dzięki czemu może oswoić pewne wydarzenia i zrozumieć np. czym jest dobro, dlaczego warto pomagać innym… Kiedy zatem lalka staje się problemem?
Jestem mamą trzech wspaniałych dziewczynek w wieku od 5 do 9 lat. I jakby na to nie patrzeć, lalki zajmują sporą część naszej przestrzeni życiowej. Ukochana lala mojej średniej córki jest szmacianą lalką o zachwianych proporcjach, którą (nie wiadomo z jakich powodów) moja córka pokochała od pierwszego wejrzenia. Obserwując moje córki (nie będzie to raczej spostrzeżenie dla nikogo zaskakujące) widzę i słyszę, jak odgrywają różne sytuacje życiowe, niekoniecznie wchodząc w zabawie w rolę mamy i taty, ale zawsze „przebawiają” sytuacje, które stały się dla nich źródłem nowego doświadczenia.
Lalka…
To figurka przedstawiająca człowieka, zwierzę lub fikcyjnego humanoida, współcześnie zwykle wykonana z plastiku i tkaniny. Różne badania archeologiczne pokazują, że lalki towarzyszyły dzieciom od bardzo dawna. Miały bardzo duże znaczenie – stanowiły łącznik pomiędzy niebem a ziemią, pośredniczyły pomiędzy sacrum a profanum (być może pozostałością takiego kultu jest ubieranie świętych postaci – rzeźb lub obrazów – w szaty). W książce Radosława Muniaka pt. Efekt lalki. Lalka jako obraz i rzecz możemy przeczytać, że lalka pozwalała zachować komunikację pomiędzy światem bogów (duchów) i ludzi. Jak bardzo lalki są stare? Znajdujemy je w egipskich grobowcach datowanych na 2000 lat p.n.e. Możemy zatem powiedzieć, że towarzyszą nam od początku ludzkości.
Dlaczego zatem lalka jest taka niezwykła? To, co czyni tę zabawkę wyjątkową, to iluzja bycia człowiekiem. Co to znaczy? Lalka ma w sobie wszystko to, co człowiek: głowę, ręce, nogi. Ma wszystkie „możliwości” ludzkie, może „być” kim chce, może „iść” gdzie chce, może „robić” co chce. A jednak to, co ją różni od człowieka, to jej sztuczność, i to pomimo nadawania jej cech istoty żyjącej, co i tak nie sprawia, że lalka ożywa… No chyba, że jest to laleczka z piekła rodem, czyli Chucky.
Lalki mają też swoje konkretne zadania. Niezwykłym odkryciem stały się dla mnie lalki – nazwijmy je – religijne. Nie mam tutaj na myśli lalek o charakterze sakralnym, ale lalki, które miały oswoić małe dziewczynki z życiem zakonnym. Były przeznaczone dla dziewczynek, których celem było życie zakonne. Dziewczynki te dostawały klasztorne zestawy do zabawy, w których skład wchodziły lalki w strojach zakonnic czy też księży. Były to bardzo popularne w XIX w. zestawy, dzięki którym można było odegrać prawdziwe sceny, np. mszy św. lub pogrzebu. W takim „pogrzebowym” zestawie był katafalk, trumna, ksiądz, no i oczywiście denat bądź denatka (zainteresowanym tematem polecam Muzeum domków dla lalek w Warszawie).
W XIX w. pojawiły się lalki o „społecznym” charakterze – jest to więc przede wszystkim epoka zabawek uczących dzieci przyszłych ról społecznych. W czasie zabawy domkami dla lalek małe dziewczynki poznawały zasady zarządzania gospodarstwem domowym i służbą, a chłopcy – przestawiając cynowe i ołowiane żołnierzyki – prowadzenia bitew.
Marta Białecka-Pikul, specjalistka psychologii rozwojowej i wychowawczej, podkreśla, że lalka jest elementem kultury w różnych momentach czasu. Te pierwsze lalki najmłodszych dzieci wyrastały z gałganków. Są one elementem przytulania i dotyku, które to doznania są bardzo istotne we wczesnym dzieciństwie. Możemy zatem ze spokojnym sumieniem powiedzieć, że są one w pewien sposób niezbędne na drodze rozwojowej małego człowieka.
…taka jak ty
Za tymi słowami kryje się kilka znaczeń. Podążając dalej za słowami Marty Białeckiej-Pikul, która zauważyła, że dziecko poszukuje w lalce siebie, można uznać, że lalka to element zabawy i zabawki. Może być tak, że w lalce dziecko umieści przyjaciela z wyobraźni i wtedy z nim rozmawia. W takim podejściu nie widać zagrożenia, ale – i to jest przede wszystkim zatrważające – lalka posiada wszystkie atrybuty kultury konsumpcyjnej, tzn. że ma dodatki, ubrania, domki itd. w ilościach nie do ogarnięcia dla małego odbiorcy. Dodatki te różnią się jednak znacznie od wspomnianych już przeze mnie wcześniej zestawów klasztornych, ponieważ wszystko podszyte jest hasłem „miej” i „posiadaj”, a nie – „bądź”.
Na stronie internetowej sklepu sprzedającego „lalkę – twoją najlepszą przyjaciółkę” możemy przeczytać: „dzięki towarzyszącym jej seriom literackim wprowadzającym dziecko w świat prawdziwych wartości, dziecko uczy się, czym jest dobro, dlaczego warto pomagać innym, jak samemu stawać się coraz lepszym. Ta lalka to mądra przyjaciółka, która pomaga dziecku w trudnych chwilach i dostarcza mu dobrych wzorów. Właśnie takie wartości powinien nieść ze sobą prezent dawany dziecku z okazji Pierwszej Komunii Świętej”.
Warto zadać serię pytań wyrażających wątpliwości. Świat prawdziwych wartości – czyli jakich? Dziecko uczy się, czym jest dobro? Poprzez lalkę? Co to znaczy – według producenta zabawek – stawać się coraz lepszym? Lalka dostarcza dobrych wzorów? „Właśnie takie wartości powinien nieść ze sobą prezent dawany dziecku z okazji Pierwszej Komunii Świętej” – czyli jakich?
Moje trzy córki marzyły o lalkach, które by wyglądem przypominały każdą z nich. Chciały także nosić te same ubrania, tzn. lalka i dziewczynka, która ją ma. Przy czym, pomimo że czasem nawet nazywają je swoimi imionami, to przecież moja córka pozostaje moją córką, a lalka – jej lalką. Gdzie można dostrzegać niebezpieczeństwo? Widzę je tam, gdzie producent zabawek mówi o jakichś bliżej nieokreślonych wartościach, które są zawoalowaną propozycją dla wiecznie zajętych rodziców. To jest coś takiego, jak syk węża w ogrodzie poznania dobra i zła. Oczywiście, kupujmy gadżety, one same w sobie nie stanowią zagrożenia, ale nie łudźmy się, że martwy twór jakim jest lalka, nauczy czegokolwiek nasze dziecko. Miejscem, w którym dziecko uczy się prawdziwych wzorców, pozostaje wciąż najbliższe otoczenie, czyli dom, szkoła, przedszkole. Trzeba uważać, aby nasze dzieci (m.in. pod wpływem zapędów producentów zabawek) nie stały się nawiedzonymi przez konsumpcjonizm marionetkami. Przywołam tutaj platońską metaforę człowieka marionetki, uległego tak w stosunku do świata boskiego czy idealnego, jak i własnych namiętności. Idealny produkt współczesnego świata – konsument.
A przecież, jak zauważa Marta Białecka-Pikul, „Te nasze przepełnione zabawkami pokoje dziecięce są niepotrzebnie przepełnione, bo ważniejsza niż zabawka jest sama zabawa. Dzięki niej możemy się połączyć z dzieckiem, wejść z nim w interakcję. We wspólnej zabawie poznajemy dziecko”.
Ilu rodziców kupujących swoim dzieciom lalki, które można dowolnie stroić, zapewnić im zestawy szpitalne, zestawy do konnej jazdy (oczywiście z koniem), chciało się wspólnie pobawić, albo przynajmniej porozmawiać o zabawie z dzieckiem, jaką właśnie rozgrywa ze swoją lalką. Świat, który proponowany jest przez producenta, jest dość utopijnym obrazem rzeczywistości, a nie prawdziwym obrazem otaczającego nas świata. To nie lalka jest zagrożeniem, ale ludzie, którzy świadomie manipulują nieświadomymi istotami. Specjalnie użyłam określenia istota, bo jednak określenie „człowiek” naznaczone jest świadomymi i celowymi decyzjami. Z perspektywy społeczeństwa konsumpcjonistycznego człowiek myślący jest zagrożeniem. Człowiek lalka, marionetka, to jest ten pożądany stan bytowy. Nie bądźmy marionetkami i nie dajmy się stłamsić!
Autorka jest absolwentką Uniwersytetu Kardynała S. Wyszyńskiego w Warszawie na Wydziale Nauk Filozoficznych oraz absolwentką studiów podyplomowych z zakresu Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej na tejże Uczelni.