Nie chcemy „bezstresowych dzieci”, z których wyrosną aspołeczni dorośli. Rodzice, opiekunowie i instytucje wymagają od młodych przystosowania. „Grzeczne dziecko” bywa wzorem zachowania, które pochwalamy, bo nie sprawia kłopotów, nie stawia nam wyzwań, nie kwestionuje naszych poczynań. Ciche, ułożone, ładniutkie. Z drugiej strony dziwimy się, że ci sami młodzi ludzie nie są kreatywni, nie przejawiają inicjatywy, nie wyrażają głośno swojej opinii, nie dyskutują i wybierają często postawę konformistyczną.
O co zatem nam, dorosłym chodzi, gdy wychowujemy młodego człowieka? Z „dzikiego zwierzątka” żądającego spełnienia potrzeb i zachcianek, złoszczącego się, gdy mu się stawia granice, próbujemy „ulepić” człowieka, który stanie się członkiem społeczności w określonej kulturze. Oczekujemy, że w wyniku tzw. socjalizacji młody pełnoletni obywatel będzie przestrzegał zasad tej kultury, zaspokajał swoje potrzeby z uwzględnieniem innych jej członków i dostosuje się do głównych celów, jakie stawia przed nim kultura. Ale czy tylko takie są nasze motywacje? Jakie pułapki czekają nas na drodze owej socjalizacji? Piszę z pozycji rodzica, uważnie badającego od lat własne motywacje, ale też obserwującego różne metody egzekwowania norm w instytucjach edukacyjnych.
Po co normy? Wzory kultury
Pytanie wydaje się banalne. Bez norm i zasad trudno byłoby żyć w grupie. A jednak zadanie sobie po raz kolejny tego pytania pozwala spojrzeć świeżym okiem na stosowane przez nas metody wychowania, a przede wszystkim uświadomić sobie jego cel. Każda kultura ustala jawne i ukryte normy, których przestrzeganie reguluje relacje międzyludzkie w grupie. Dotyczy to również mniejszych grup nieformalnych, instytucji społecznych i przedsiębiorstw. Grupa ustala reguły akceptowanych zachowań w ramach tzw. „wzoru kultury”. Ruth Benedict, której prace przeszły do klasyki antropologii, zwraca uwagę na fakt, że różne zachowania, rytuały, przekonania, wartości są spójne z „wzorem kultury”. Owe wzory określają reguły zachowań jednostek, które, działając zgodnie z nimi, utrwalają ponownie te wzory. To, co w jednej kulturze jest podstawowym celem, w innej jest ignorowane lub zwalczane.
Kultury są jednak dynamiczne. Zmiana może nastąpić w ustabilizowanej kulturze przez wpływ silnych czynników zewnętrznych, tj. kryzys, wojna, epidemie, migracje, zmiany ustrojowe, gospodarcze, technologiczne itp., co sprawia, że dotychczasowe wzory stają się nieaktualne w obliczu nowych czynników sytuacyjnych.
W chwili obecnej młodzież staje wobec nowych wzorów kultury: nasila się indywidualizm i oczekiwanie osobistego sukcesu, rynek pracy oferuje wielość możliwości, ale jest niepewny w większym stopniu niż kilka lat temu, rywalizacja zaostrza się. Młodzież informuje się, że, by zdobyć pracę, potrzebna jest kreatywność, w praktyce jednak, w obliczu kryzysu, często spotykają się z wymaganiem uległości wobec pracodawcy pod groźbą utraty pracy. Bywa nierzadko, że młodzi postrzegają demokrację i liberalizm bardziej jako przyzwolenie na odrzucenie wszelkich granic („mogę wszystko, co nie jest zabronione”) niż jako zobowiązanie do odpowiedzialności i współdziałania. Rosnąca rola standaryzacji ma swoje dobre i złe strony: porządkuje i podnosi wymagania co do społecznych kontaktów. Z drugiej strony – poprzez tworzenie bardzo szczegółowych i niejednokrotnie sztywnych procedur utrwala schematy i stereotypowe zachowania. W tych warunkach konieczna jest refleksja nad tym, jakie normy są nadal ważne i jak egzekwować przyjęte reguły.
Posłuszeństwo i dyscyplina
Zacznijmy od języka, który stanowi ciekawe odbicie rzeczywistości. Rodzice i opiekunowie często stosują zwroty: „jest nieposłuszny”, „jest krnąbrny, nie słucha nauczycieli”, „niezdyscyplinowany”, „masz słuchać starszych”, „trzeba go zdyscyplinować”, „uczeń nie przestrzega szkolnej dyscypliny” itp. Słowo dyscyplina pochodzi od łacińskiego disciplina i oznaczało m.in. szkołę, nauczanie, wiedzę, dziedzinę aktywności, metodę uczenia, sposób życia, zasady, porządek, a łacińskie discipulus to – uczeń. Na znaczenia te nałożyły się jednak inne, wynikające już z praktyki traktowania uczniów: podporządkowanie się rygorom, regulaminowi, karność, a nawet (sic!) krótki bat z rzemieniami do karania oraz uderzenia takim batem. Przestarzałe już związki frazeologiczne dostać dyscypliną czy dyscyplinować rózgą, wskazują na powiązanie pojęcia dyscypliny z karą. Chociaż dzisiaj formalnie bicie dzieci jest zabronione, praktyka bywa często całkiem blisko owego „krótkiego bata”. Przekonanie o konieczności stosowania przemocy wobec podopiecznych widać też w słowie karność – jako wzorowe, ślepe posłuszeństwo. Utarte związki frazeologiczne w języku polskim: „karny uczeń, żołnierz, pies” wskazują, że metody wychowania, wojskowej musztry i tresury mogą się nakładać. Potwierdzają to określenia niektórych opiekunów, że młodych trzeba „krótko trzymać”.
Możemy nie mieć świadomości, jak bardzo taki język wpływa na nasze myślenie o egzekwowaniu reguł, kojarzonym z rygorem, winą i karą. W niektórych szkołach, już na pierwszym spotkaniu, informuje się rodziców za co uczeń zostanie wyrzucony ze szkoły (m.in. za picie alkoholu i używanie narkotyków). Nie przedstawia się propozycji czy standardów rozwiązywania problemu uzależnień, nie zachęca rodziców do współpracy, ale oznajmia, jaka będzie kara za wykroczenie i tyle. „Zwolnienie dyscyplinarne”. Być może związane jest to z silnym przekonaniem, że zło tkwi w „złym uczniu”, a zło trzeba usunąć. Tymczasem psycholodzy społeczni wskazują na szereg tzw. czynników sytuacyjnych, w których każdy z nas ryzykuje zachowania, o które posądzamy wyłącznie innych (błądzą inni, tylko nie ja). Zamiast pytać: „kto jest winny?” warto również zadać pytanie: „jaki stworzyć kontekst, by wzmocnić przestrzeganie norm?”.
Jasne standardy, komunikowanie celu i sensu reguł
Brak przejrzystych standardów zachowania, a zamiast tego niejasne przekazy i polecenia albo ich zmienność i nieprzewidywalność, prowadzą do dezorientacji. Jeśli uczeń ma przestrzegać zasad, powinien wiedzieć, jakie zachowania są akceptowalne społecznie. Równie demoralizujący jest brak konsekwentnego nadzoru. Jeśli jednak ten nadzór sprawowany jest poprzez groźby, zastraszanie i prawo silniejszego (dorosłego), to zbliżamy się do autorytaryzmu. Innym rozwiązaniem jest powiązanie norm z ich sensem i celem. Młodzi mają silną potrzebę nadawania znaczenia działaniom i często pytają, dlaczego mają coś robić albo czegoś nie robić. Określenia „musisz” i „nie wolno” nie są wystarczające, a często wręcz prowokują. Jak inaczej?
Zasady narzucone i negocjowane
Dobre praktyki istnieją już w wielu szkołach: to zachęcanie uczniów do współtworzenia zasad grupowych wraz z ich uzasadnieniem. Czym innym jest dyskusja z dziećmi, której finalne ustalenie brzmi: „żeby zabrać głos, poczekam, aż skończy osoba mówiąca, pozwoli mi to lepiej zrozumieć, o co jej chodzi. Ja też chcę być wysłuchany i nie chcę, by mi przerywano, gdy mówię”. Czym innym – narzucenie zasady: „nie przerywamy innym”. Zasada wydaje się ta sama, ale sposób jej wprowadzenia ma zupełnie inne konsekwencje dla jej przestrzegania. Potwierdzają to wypowiedzi samych dzieci do kolegów: „nie przestrzegasz naszych zasad, umówiliśmy się, że nie będziemy bić innych” (z życia wzięte). Takie szkoły – „o nastawieniu demokratycznym” – podejmują kroki uświadamiania dzieciom, że zasady nie muszą być czymś arbitralnym, ale mogą regulować i ułatwiać funkcjonowanie w grupie. Podejmują też odważnie ryzyko, że dzieci będą również sprawdzać nauczycieli i opiekunów w kwestii przestrzegania tych samych norm. Paradoksalnie osoby czy instytucje nastawione na „informację zwrotną” wzbudzają większy szacunek niż te, które próbują udawać nieomylne. Jest to szczególnie ważne w nowym kontekście dorastania, gdzie mamy dewaluację „absolutnych autorytetów” i „korozję istniejących zasad etycznych”.
Normy adekwatne i nieadekwatne
Z normami jest jeszcze inny problem. Istnieją normy adekwatne i nieadekwatne do sytuacji. Adekwatnymi możemy nazwać te, które stworzono dla ochrony granic innych, dla wyrażania szacunku bądź dla zwiększenia sprawności i efektywności pracy. Za nieadekwatne możemy uznać takie, których nie da się uzasadnić potrzebami społecznymi, a które ingerują w autonomię i godność jednostki bądź pozbawiają ją możliwości myślenia i podjęcia decyzji w reakcji na sytuację niestandardową. Jak to odróżnić? Jeśli np. w jakiejś firmie istnieje obowiązek eleganckiego stroju jako wyraz szacunku dla klienta, to jest to ogólna, akceptowalna norma, tak samo jak rękawiczki i maseczka u lekarza lub nakrycie głowy zasłaniające włosy u kucharza. Jeśli natomiast to zalecenie określa kolor i długość spódnicy oraz rękawa, uczesanie i wysokość obcasów, a nie ma uzasadnienia praktycznego, staje się restrykcją niepotrzebną i ingerującą w przestrzeń osobistą osoby.
Jest to ważna kwestia przy wprowadzaniu reguł zachowania wobec dzieci i młodzieży. Istnieją w tym zakresie dobre i złe praktyki w szkołach. Nauczyciel zakazuje pić uczniom w czasie lekcji (nawet wody mineralnej), sam przychodząc na lekcje za każdym razem z kubkiem herbaty. Czy nie można wynegocjować sposobu zaspokajania podstawowych potrzeb w sposób adekwatny? Może dyskretne wypicie kilku łyków wody mineralnej jest czym innym niż otwieranie na lekcji puszki z lepkim gazowanym napojem? W niektórych szkołach dostępne są dystrybutory z wodą i uczeń ma prawo poprosić o zgodę na napicie się wody, gdy czuje taką potrzebę.
Nadużywanie władzy przez dorosłych
Próby „utrzymywania w karności” młodzieży w stylu „wojskowym” mogą wynikać z rosnącej bezradności wychowawczej dorosłych, spowodowanej transformacją kulturową ostatnich lat. Nieletni mogą mieć problem z przestrzeganiem norm, gdy będą czuli, że dorośli nadużywają swojej władzy, są motywowani niskimi pobudkami („jak ich postraszę, będę mieć spokój na jakiś czas”) lub sami nie przestrzegają zasad, które egzekwują od nieletnich. Silniejszy (dorosły) może ulec w niekorzystnych warunkach tzw. odłączeniu moralnemu i dopuszczać się przemocy wobec dziecka, obarczając ofiarę winą („nie miałem wyjścia – to nieprzystosowany, zdegenerowany osobnik”). Używający przemocy wobec słabszego „przedefiniowuje krzywdzące zachowanie”, przyznając sobie prawo do takiej reakcji. Odłączenie moralne sprawia, że metody egzekwowania norm mogą łatwo przerodzić się w demonstrowanie władzy, przemoc i okrucieństwo, uświęcone „imperatywem moralnym”. Jak młodzież radzi sobie z takimi postawami dorosłych?
Radzenie sobie z autorytaryzmem – dwie biegunowe strategie
Kiedy zamiast wynegocjowanych i adekwatnych zasad młody człowiek ma do czynienia z autorytaryzmem i żądaniem całkowitego posłuchu, może przyjąć jedną z dwóch skrajnych postaw: bunt lub uległość. Eric Berne w swojej teorii Analizy Transakcyjnej wyróżnił w dorosłym 6 Remedium PAŹDZIERNIK 2015 NASTOLATKI O SOBIE I SWOIM ŚRODOWISKU człowieku kilka instancji, pełniących różne role: Rodzic, Dorosły i Dziecko. Z obserwacji różnych ekspresji tych „stanów Ja”, jak je nazwał, wyróżnił różne „podstany”. Odróżnił Dziecko Przystosowane w sposób pozytywny (adekwatnie przestrzegające norm społecznych) oraz Dziecko Podporządkowane i Zbuntowane jako dwa negatywne rozwiązania nabyte w procesie socjalizacji. Dziecko Przystosowane w sposób adekwatny potrafi przestrzegać sensownych norm po to, by utrzymać dobre relacje z innymi. Dziecko Podporządkowane, które w wieku dorosłym przejawia się poprzez nadmierny lęk społeczny, konformizm i uleganie władzy innych, rozwija się za sprawą autorytarnie narzucanych norm, karania i zastraszania. Lubimy „grzeczne dzieci”, bo nie sprawiają problemów. Do czasu.
Inną reakcją na taki stan jest bunt, rewolta, gesty anarchistyczne Dziecka Zbuntowanego. Poddane dyktatorskim metodom wychowawczym dziecko „odgrywa się” przez odpowiedź agresywną, a wszelkie zasady traktuje jak zamach na jego wolność. Z kolei dorośli ryzykują chęć stłumienia takiego buntu przez kary i restrykcje, co nasila konflikt i, nierzadko, depresyjne nastroje młodego człowieka ukryte pod agresją.
Kryteria oceny zachowania
Problem kolejny to sposób oceny zachowania dzieci i młodzieży. Jak każda ocena ludzkiego zachowania podlega błędom percepcyjnym i niedoskonałościom systemowym. W psychologii biznesu dla potrzeb oceny pracowników stworzono wiele metod oceny, które w założeniu mają pomóc w rekrutacji na określone stanowisko lub wskazać drogę rozwoju dla celów spójnych z celami firmy. Niestety najskuteczniejsze metody (jak Assessment Center i wieloetapowe rozmowy, połączone z testami, analizami niezależnych konsultantów i ocenami opisowymi) są najrzadziej stosowane z powodu ich wysokiej ceny. Pokutują jeszcze często oceny liczbowe, które są mocno krytykowane co do ich trafności i skuteczności, niewiele bowiem mówią o efektywności pracownika w danej dziedzinie i o potrzebach szkoleniowych.
Podobny problem dotyczy szkolnego systemu oceniania: „naganny”, „dobry” czy „wzorowy”. Narzuca się pytanie: naganny według jakich norm? Dobry według jakich kryteriów? Wzorowy – do jakiego wzoru się odnosimy? Niewiele to mówi o momencie rozwojowym danej osoby i kierunku, w jakim może dalej pracować. Bywa, że nauczycielom brakuje podstawowej wiedzy o różnicach osobowości, co skutkuje np. faworyzowaniem uczniów ekstrawertycznych przez ekstrawertycznych nauczycieli i „niezauważaniem” introwertyków, określanych przez tego nauczyciela jako „nieaktywnych”.
Innego rodzaju niebezpieczeństwa niesie w sobie ocena punktowa nowego typu, którą wprowadzono w niektórych szkołach. Uczeń dostaje pulę punktów dodatnich – do zdobycia, ujemnych – do stracenia. Przy czym żonglowanie tymi punktami pozwala uczniom na swego rodzaju „merkantylną matematykę” – tu stracę punkty, a tu sobie nadrobię, a jak już będę miał konieczny limit do zdobycia „dobrego zachowania”, to – „luz”. Ponadto jeden uczeń traci 10 punktów, bo pobił kolegę, inny – bo nie powiedział „dzień dobry” albo nie chciał wyjść na boisko. Punktowana jest też działalność charytatywna, co odbiera jej charakter bezinteresowności i uczy merkantylizmu.
Dobrą praktykę mogą stanowić opisowe oceny zachowania (które praktykuje wiele szkół w klasach 0-3), jeśli nie będą kolejnymi dokumentami w rodzaju „kopiuj- wklej”, ale będą wynikać z faktycznej obserwacji ucznia i ostrożnie stawianych hipotez. Wymaga to jednak przeszkolenia nauczycieli i włączenia uczniów w taki proces, by widzieli korzyści z owej oceny dla własnego rozwoju.
Ku rozwiązaniom
Kwestia przestrzegania norm rodzi wiele problemów i jest przedmiotem dynamicznych zmian również w świecie dorosłych. Jeśli jednak mamy mediować między „bezstresowym dzieckiem” a zastraszonym i bezwolnym młodym człowiekiem, może warto dokonać pewnych zmian w języku i myśleniu. Oto kilka propozycji:
1. Zamienić „posłuszeństwo” na „odpowiedzialność”. Posłuszny to bezwolny, wykonujący polecenia. Odpowiedzialny to ten, który „odpowiada na sytuację”, reaguje na normy z wyczuleniem kontekstu.
2. Zamienić „bycie posłusznym” na „słuchać”. I ta zdolność słuchania powinna być doskonalona przede wszystkim przez nas samych. Jeśli my słuchamy, uczymy dzieci również wsłuchiwać się w potrzeby i prośby innych.
3. Zrzec się „łatwej władzy”. Pamiętać, że jako dorośli – rodzice, nauczyciele, opiekunowie – jesteśmy „silniejsi” wobec nieletnich, możemy więc wszyscy ulegać pokusie nadużyć w niesprzyjających okolicznościach.
4. Traktować błąd młodego człowieka jako etap w nauce. Przystosowanie społeczne rozwija się przez eksperymentowanie z granicami i samo w sobie nie jest przestępstwem, jeśli pomagamy dzieciom wyciągać wnioski i pozwalamy na korektę zachowania.
5. Wskazywać młodzieży różnicę (i samemu ją dostrzegać) pomiędzy anarchistycznym buntem a „konstruktywnym nieposłuszeństwem” w myśleniu i odwagą prezentowania własnej opinii. Ale też być uważnym i nie karać za „niepokorne myślenie”.
Nowe wzory kultury czy skansen?
W jednej ze swoich ostatnich prac, „Paradoksie czasu” Zimbardo przypomina, że źródła amerykańskiego systemu szkolnictwa leżą w pruskim systemie nauczania. W systemie tym „kształtowanie charakteru” opierało się na dyscyplinie, moralności i posłuszeństwie. Zimbardo zwraca uwagę, że celem wprowadzenia tego systemu w XIX wieku „nie było wychowanie pokolenia wolnomyślicieli, lecz przygotowanie amerykańskich bezładnych mas do życia spędzonego na pracy w fabryce. Czego my dzisiaj chcemy dla naszych dzieci i czego wymaga od nich dzisiejszy świat, w który wchodzą? Czy nasze metody wychowania nadążają za nowymi „wzorami kultury” czy są skansenem nieporadności?”
Autorka jest absolwentką Podyplomowych Studiów Pomocy Psychologicznej na UAM w Poznaniu, trenerem umiejętności psychologicznych, muzykoterapeutką, dziennikarką i pisarką.
*Szczegółowa bibliografia podana przez Autorkę dostępna jest w archiwum redakcji.