Często słyszymy, że wiek inicjacji alkoholowej obniża się, a spożycie napojów alkoholowych wśród młodych Polaków rośnie. Od wielu lat ten stereotypowy komunikat „krąży” w społecznym przekazie. Owszem, kiedyś tak było, ale teraz niekoniecznie. Autorzy tego rodzaju komunikatów powinni zajrzeć do najnowszych wyników badań. I przekonać się, że nie mają racji. Spożycie wśród młodych generalnie spada. Artykuł omawia najważniejsze ustalenia międzynarodowego seminarium naukowego pt. Youth Drinking in Decline zorganizowanego w kwietniu br. przez Kettil Bruun Society, Państwową Agencję Rozwiązywania Problemów Alkoholowych i samorząd Krakowa.
Tło
W jednej z ważnych dyskusji, gdy podniosłem kwestię nierzetelnego przekazu na temat rzekomo rosnącego spożycia alkoholu, pewien zagorzały działacz na niwie trzeźwości prawie się na mnie obraził. Utożsamił ten komunikat ze stwierdzeniem, że skoro piją mniej, to problem alkoholowy wśród polskich nastolatków mamy już „z głowy”. Po pierwsze, nie wierzył tego rodzaju badaniom, po drugie mylnie zinterpretował moją wypowiedź. Stwierdzając, zgodnie z prawdą, że młodzi Polacy piją mniej, nie twierdziłem, że piją mało. Istotnie piją mniej, ale jednocześnie nadal piją dużo za dużo. Zgadzam się z tezą, że „każde picie alkoholu przed osiągnięciem dojrzałości jest nadużywaniem”. Polska młodzież wskoczyła na wysoki pułap spożycia już 30 lat temu w wyniku bezprecedensowej akcji marketingowej i przemian społecznych. I od tej pory wskaźniki spożycia utrzymują się na bardzo wysokim poziomie. Zatem stwierdzenie „piją mniej” nie oznacza, że „piją mało”. Nadal piją zbyt wiele i kwestia ta jeszcze długo będzie zasadniczym wyzwaniem dla wychowawców. Na progu dorosłości młodzi Polacy „przyspieszają” i w rezultacie wśród dorosłych wskaźniki zachowań alkoholowych powoli, choć stale rosną. Jest to zjawisko zdumiewające. Młodzi mniej, dorośli więcej. Przekroczyliśmy poziom spożycia osiągnięty w PRL i wspinamy się wyżej. Co prawda nie uczestniczę w tej wspinaczce, bo od 45 lat jestem całkowitym dobrowolnym abstynentem, ale napisałem „wspinamy się” w poczuciu solidarności z moim pokoleniem. To my jesteśmy tymi dorosłymi, do których na początku lat 90. kierowano masywną zachętę do picia. Odpowiedź ówczesnych młodych ludzi na te zachęty była pozytywna. Rozkręcił się ogromny rynek alkoholowy, pieniądze popłynęły szerokim strumieniem. Wielkie światowe koncerny wiele zainwestowały w Polsce i to im się sowicie opłaciło. Obecni młodzi wydają się zachowywać inaczej. Nadal pozostają wrażliwi na kierowane do nich reklamy i to powoduje, że wspomniany spadek spożycia w Polsce jest znacznie wolniejszy, niż w niektórych innych krajach. W ich przypadku nasilenie marketingu utrzymuje pewien wysoki poziom spożycia, który jednak powolutku topnieje. Krzywe spożycia spadają w większości poważnych badań.
Tego rodzaju optymistyczny trend pojawił się wcześniej i był silniejszy w wielu krajach rozwiniętych: Australii, Nowej Zelandii, USA, w krajach skandynawskich. Polska dołączyła do krajów wysoko rozwiniętych, ale z pewnym opóźnieniem i na mniejszą skalę. Wzięliśmy udział w pewnym globalnym procesie, niby optymistycznym, ale trochę zaskakującym i trudnym do zrozumienia. Aby przytoczyć skalę tych zmian na świecie podam, że w Szwecji odsetek abstynentów wśród 15-latków podniósł się z 20% do 60%. W Islandii odsetek upijających się 15-latków spadł z 42% do 6%. W Australii przez dekadę odsetek abstynentów wśród nastolatków wzrósł o 50%. I tak dalej, i tak dalej. Nasze „spadki” nie są tak spektakularne (z wyjątkiem wyników badań mokotowskich, rys. 1), są opóźnione, ale od końca pierwszej dekady XXI w. systematycznie również uczestniczymy w tym tajemniczym procesie.
Czy możemy się cieszyć? Owszem, każda taka zmiana jest bardzo korzystna, niezależnie od tego, czy uda się ją podtrzymać w dorosłości. Młodość jest okresem, gdy szkody alkoholowe są znacznie poważniejsze niż u dorosłych. Zatem jeśli nawet przejściowo wskaźniki spadają, to przekłada się to na mniejsze straty wśród młodych ludzi. Jednak zjawisko to w pewnym stopniu zaskakuje, gdyż od dawna podobnego trendu nie było. Spożycie napojów alkoholowych podlega różnym fluktuacjom, nie jest stałe. Jednak młodzi przyzwyczaili nas do sytuacji, gdy „rosło i rosło”. Usiłowania, aby za pomocą oddziaływań profilaktycznych zmienić ten trend, były zazwyczaj mało skuteczne. Wprawiało to profilaktyków w zrozumiałą frustrację. Tymczasem teraz mamy zupełnie osobliwą sytuację, gdy NIECO (podkreślam: nieco!) „spada”.
Seminarium Stowarzyszenia Kettila Bruuna w Krakowie
Czy jest to wynik usilnej pracy profilaktycznej i możemy wypinać pierś do medali? Medali nigdy dosyć, możemy nadstawić piersi, ale prawdę powiedziawszy, byłby to gest przedwczesny, gdyż tylko nieliczni eksperci uznają, że ów tajemniczy i pozytywny trend to wynik usiłowań profilaktycznych. Trudno bowiem sobie wyobrazić, że to spowodowali profilaktycy, gdyż ich kwalifikowana praca dociera do minimalnych grup młodzieży. Dobre programy o udowodnionej skuteczności nie osiągają nawet pułapu 10% tych, do których powinny docierać. Czyżby jakieś czary, skoro mimo to „spada”?
To zjawisko jest na tyle ważne i frapujące, że zasłużone międzynarodowe stowarzyszenie im. Kettila Bruuna grupujące badaczy i praktyków rozwiązywania problemów alkoholowych postanowiło zwołać specjalne seminarium naukowe tylko w tej sprawie. Seminarium międzynarodowe, właściwie globalne. Miejscem spotkania był Kraków, a organizatorami PARPA i władze miejskie Krakowa. Miałem okazję uczestniczyć w tym trzydniowym spotkaniu. I muszę przyznać, że było to jedno z bardziej interesujących spotkań naukowych, w jakich dotąd uczestniczyłem (a było takich kilkaset). Do Krakowa dotarły osoby z antypodów, a z Australii czy Nowej Zelandii leci się do Polski ponad dobę. Podobnie daleko jest z Kalifornii. Oczywiście Szwedzi mieli bliżej, ale obfitość uczestników z bardzo daleka robiła duże wrażenie. Chciało im się!
Jednak nie tylko zasięg i różnorodność ekspertów stanowiły o wyjątkowym klimacie tego spotkania. Przez całe trzy dni trwała praca zorganizowana w szczególny sposób. Nie wystarczyło tylko wcześniej przygotować referat po angielsku i go wygłosić. Uczestnicy byli też recenzentami konkretnych dwu innych referatów, a oprócz tego każdemu wystąpieniu towarzyszyła długa i poważna dyskusja. Muszę przyznać, że pracowaliśmy bardzo ciężko i wydajnie, z wielkim zaangażowaniem. Nie było widać, aby uczestnicy w godzinach między 9 a 17 wymykali się do miasta. Twardo uczestniczyli w obradach. Kontrastowało to z wieloma podobnymi wydarzeniami, podczas których mogłem zaobserwować odwrotne tendencje. Kiedyś podczas konferencji we Włoszech mój przyjaciel poradził mi, abym zrezygnował z wysiadywania tzw. dupogodzin na sali obrad i poszedł cieszyć się pięknymi włoskimi widokami (i smakami). Tak bowiem czyniło wielu uczestników tamtego spotkania. Tutaj zaś, w królewskim mieście Krakowie, które też ma w zanadrzu wiele pokus, było inaczej. Byłem tym i zaskoczony, i uradowany, bo „wyszarpanie” całych 3 dni na takie spotkanie nie było proste.
Muszę też oddać sprawiedliwość ekipie pracowników PARPA i wspomagających ich „Krakusów”. Przy takiej konferencji jest dużo pracy, wiele spraw trzeba zabezpieczyć. Na posterunku działało kilku pracowników PARPA, którzy byli jeszcze bardziej zapracowani niż owi zapracowani eksperci. Bardzo dziękujemy! Dzięki temu spotkanie było tak udane i skuteczne. Miałem zatem poczucie, że uczestniczę w spotkaniu naprawdę ważnym. I tak było.
Czy rzeczywiście mniej piją?
Jak widzę cele i przebieg tego seminarium? Otóż podstawowe pytanie brzmiało: czy spadek spożycia alkoholu wśród młodzieży krajów rozwiniętych jest faktem widocznym w badaniach? Bywają przecież naukowe pomyłki, artefakty itp. Owszem, nie wszystkie badania pokazują to samo, zatem trzeba najpierw ustalić, czy samo zjawisko ma miejsce. Nie jest to czynność trywialna. Chociażby z tego powodu, że badania różnią się szczegółami metodologicznymi. Na przykład w pewnym badaniu, w którym sam brałem udział, nie było tego zjawiska, był zaś trend odwrotny. Zatem nie wystarczy dokonać pobieżnego przeglądu, ale trzeba porównać jakość i wiarygodność zespołów badań w danym kraju. Seminarium dało do tego okazję i…? I okazało się, że tak jak zapowiadano ZJAWISKO JEST. W bardzo wielu rozwiniętych krajach młodzi ludzie piją mniej (rzadziej, mniej intensywnie, po prostu mniej). Ponieważ zazwyczaj badania różnią się w zakresie stosowanych miar, trzeba było dokonać odpowiednich analiz i porównań. Uzyskaliśmy wniosek niewątpliwy: zjawisko jest, niekiedy bardzo widoczne i spektakularne, wyraziste. I odmienne od trendów wśród samych dorosłych (np. w Szwecji czy Polsce).
Już sam taki wynik usprawiedliwiałby zwołanie podobnej konferencji. Ale to nie koniec. Pozostało jeszcze zrozumieć ZJAWISKO. Wskazać na prawdopodobne przyczyny, przewidzieć trwałość i konsekwencje. Chcieliśmy zrozumieć ten trend. To nie tylko odruch badacza, który zawsze chce coś pojąć głębiej i przyczynowo. To też wymóg praktyczny, bardzo istotny dla polityki społecznej. Gdy trend ten pojawił się w Islandii, wielu usiłowało i usiłuje powtórzyć sukces „wikingów”, aplikując na swoim terenie ich metody. Gdyby okazało się, że mamy wpływ na czynniki warunkujące ten swoisty sukces, moglibyśmy w te czynniki inwestować zasoby profilaktyczne. To oczywiste. Zatem: należało zrozumieć wspomniane zjawisko.
Dlaczego?
Potoczne i natychmiastowe oceny sytuacji brzmią zwykle tak: jeśli jest takie zjawisko (bo nadal się wątpi), jest to zwykłe „przesiadanie się” młodzieży z trywialnego alkoholu na inne substancje. Widocznie używają narkotyków w miejsce alkoholu, może nawet tych nowych (zwanych dopalaczami)? Uważnie procedując uchylono takie przypuszczenie. Spadek spożycia NIE JEST uwarunkowany „przesiadaniem się” na inne używki. Wiele badań miało szeroki charakter. Oprócz alkoholu jednocześnie badano inne zachowania, np. narkotykowe czy tytoniowe.
Pozostały inne hipotezy. Były liczne. Sięgały nawet analizy modeli sposobu życia całej młodej generacji. Do wyjaśnień przybliżyły się dwa pomysły: zmiana sposobu spędzania wolnego czasu na bardziej stacjonarny (wirtualny) i zmiana stosunku rodziców do picia młodych (bardziej konserwatywna postawa rodziców).
O ile to pierwsze przypuszczenie nie do końca mnie przekonało i, moim zdaniem, trzeba je nadal sprawdzać, o tyle to drugie wydało mi się profilaktycznie niezwykle ważne, wręcz frapujące. I trafne.
Najpierw wyjaśnijmy pierwsze przypuszczenie. Bez wątpienia młodzi ludzie żyją dzisiaj inaczej niż poprzednie pokolenia za sprawą wirtualnej rewolucji. Wpatrzeni w ekrany laptopów czy smartfonów mniej czasu spędzają na swobodnych spotkaniach towarzyskich, które, jak wiadomo, były i są zasadniczą przesłanką wspólnego spożywania napojów alkoholowych. To dość proste wytłumaczenie nie miałoby takiego dużego potencjału profilaktycznego, gdyż oznaczałoby jedynie, że „suma nałogów jest stała” i młodzi zwyczajnie przesiadają się z substancji na bodźce technologiczne. Tymczasem wydaje się i na to wskazuje CZĘŚĆ badań, że nie ma tu zastępowania jednego nałogu drugim, ale swoiste DODAWANIE jednego do drugiego. Inne satysfakcje wiążą się z piciem alkoholu, a inne z udziałem w rzeczywistości wirtualnej. Czynnik ten w prezentowanych badaniach był obecny, ale nie wyjaśniał zjawiska dostatecznie. Miał jedynie określony udział w opisywanej zmianie zachowań.
Drugi czynnik okazał się chyba silniejszy, przynajmniej taką opinię wyniosłem z obrad. Chodzi o tzw. parents attitudes, czyli oczekiwania rodziców co do zachowań ich dzieci. Sprawę tę ilustruje dobrze uchwycona różnica między dwoma krajami skandynawskimi – Szwecją i Danią. Otóż w Szwecji odnotowano wyraźną zmianę nastawienia rodziców wobec spożywania alkoholu przez ich dzieci. Szwedzcy rodzice stali się bardziej restrykcyjni, mniej przyzwalający (osobną kwestią jest to dlaczego tak się stało, skoro dorośli Szwedzi zwiększyli swoje wskaźniki), i ich dzieci poszły za tymi surowszymi wskazaniami. Duńscy rodzice nie zmienili nic w swoich oczekiwaniach i w swoim stosunku do picia przez dzieci. Efekt? W Szwecji nastąpiła bardzo duża zmiana na korzyść liczby abstynentów wśród nastolatków, ale w Danii już nie, prawie zupełnie nic. A kraje te są do siebie bardzo podobne pod wieloma innymi względami, chociaż nie identyczne. Kiedyś stanowiły jedno państwo, podobne są języki, obyczaje, poziom życia. Zatem, wedle logicznego „prawa jedynej różnicy”, można wskazać na ten właśnie czynnik jako wyjaśniający omawiane trendy.
Refleksje dla profilaktyki
Dla mnie taki wniosek był rewelacją, gdyż od wielu lat twierdzę, że postawa rodziców i profilaktyków ma znaczenie wobec picia. Wzorem specjalistów amerykańskich uznaję, że w pracy z dziećmi i młodzieżą najwłaściwsza jest promocja postawy abstynencji i wskazywanie, że dopiero w przyszłości ma się dokonać wybór ścieżki kontaktu z alkoholem (abstynencja lub umiar). Jest wielu profilaktyków, którzy już się poddali i choć ubolewają nad skutkami picia młodych (zmiany w mózgach!), to jednak uważają, że skoro średni wiek inicjacji oscyluje wokół 12–13 lat, to trzeba raczej „uczyć rozsądnego picia”. Ja tak nie uważam. Twierdzę, że należy twardo trzymać się zasady: młodzi nie piją.
Postawę przyzwolenia wiążę z poszukiwaniem alibi przez dorosłych. Z abstynencją nawet własnych dzieci, a tym bardziej uczniów, bywa niewygodnie. Dla niektórych taka niewinność staje się wyzwaniem. Dlatego tak wielu chętnie mruży oko i żegluje w kierunku „nauki rozsądnego picia”. Ba, nie brakuje nawet programów profilaktycznych tego rodzaju, chętnie promowanych przez przemysł alkoholowy. Cóż, bywają w pracy z grupami podwyższonego ryzyka takie okoliczności, że owa „nauka rozsądnego picia ” może mieć znaczenie pozytywne, ale tylko w wybranych sytuacjach, gdy strategia redukcji szkód wydaje się jedyną możliwą. Ale nie w profilaktyce uniwersalnej. Wspomniane badania nad związkiem poziomu picia i przyzwoleniem przez dorosłych wydają się dawać silny argument podtrzymujący moje nastawienie jako profilaktyka. Przy czym mam na koncie również własne programy typu redukcji szkód w rodzaju programu „Korekta”, ale ich zastosowanie dotyczy dorosłych przekraczających granice umiaru. Nie jestem fanatycznym zwolennikiem abstynencji jako takiej, natomiast wolności – owszem.
Gdy rozstawaliśmy się z osiemdziesiątką uczestników tego niezwykłego seminarium, nie mogliśmy z przekonaniem powiedzieć, że ostatecznie i do końca wiemy, dlaczego pojawiły się w skali globu tak nieoczekiwane pozytywne zmiany zachowań. Wydaje mi się jednak, że bardzo posunęliśmy się w wyjaśnieniach. I ponadto utwierdziliśmy się w przekonaniu, że ten trend nie może prowadzić do opuszczania rąk i zaniechania wysiłków profilaktycznych. Przecież może się odwrócić (takie trendy odwracają się, istnieje dynamika wzorów zachowań). Poza tym nadal picie pozostaje bardzo poważnym problemem niezależnie od samego trendu. Mamy na tyle dużo strat wśród młodych przy obecnych poziomach spożywania napojów alkoholowych, że nadal jest to jeden z newralgicznych obszarów pracy. Przecież w Unii Europejskiej aż ¼ wszystkich zgonów ludzi w wieku 15–29 lat ma tło alkoholowe. Wspomniane zjawiska nie usuwają pilnej, wręcz naglącej konieczności działań profilaktycznych. Picie pozostaje najważniejszym zachowaniem ryzykownym, jakie podejmuje większość młodych ludzi. Profilaktyka ma przyszłość. Dlatego jest tak ważne, aby nie wyciągać z tych zjawisk fałszywego wniosku, że pora zmieniać priorytety profilaktyczne. Nie, picie nadal jest i w najbliższym czasie będzie wielkim wyzwaniem i wielkim problemem. A że piją mniej? Hura! Niech tak będzie. Pracujmy, aby ten trend się utrwalił i powiększył. Bywały bowiem czasy i sytuacje, również w Polsce, gdy picie młodych nie było czymś normalnym, lecz jawnie złym. Dlatego tak ważne jest, jak będzie się mówić o tych sprawach. A co przyniesie przyszłość? Sądzę, że wspomniana poprawa będzie się zderzała ze wzorem zachowań ludzi dorosłych. Wspomniany trend wydaje się na razie delikatny, tak jakby młodzi oglądali się na nas, dorosłych i pytali: co dalej? Jeśli zachowania ludzi dorosłych się nie zmienią, to będziemy mieli powrót młodych w utarte koleiny. I znów profilaktyka problemów alkoholowych będzie miała „pod górkę”.
Na koniec chcę podkreślić, że nie tylko ja byłem zadowolony z udziału w tym seminarium. Większość uczestników była zachwycona Krakowem i polską gościnnością. Jeden z nich, dr M. Livingstone z Australii napisał mi, że odtąd „Kraków jest jednym z moich ulubionych miast na świecie”. Cóż… Dla mnie również jest takim.
Autor jest dr. habilitowanym, profesorem Pedagogium WSNS, profilaktykiem, autorem kilku znanych programów profilaktycznych.
1 Ostaszewski K., Badania mokotowskie – najnowsze wyniki. Konferencja „Monitorowanie oraz przeciwdziałanie narkomanii na poziomie lokalnym”, Krajowe Biuro ds. Przeciwdziałania Narkomanii, Warszawa, 9–10 listopada 2017.