Koronawirus zaszczepił w społeczeństwie rosnący lęk i niepokój – wprost proporcjonalny do wzrostu zachorowań. Czego konkretnie się obawiamy? Bez wątpienia na to pytanie padnie wiele różnych odpowiedzi. Część osób lęka się, że znajdzie się w tych kilku procentach chorych, którzy nie przeżyją COVID-19. Dotyczy to z całą pewnością osób starszych i obciążonych przewlekłymi schorzeniami, ale nie tylko – boją się także młodzi i silni. Ludzie martwią się także o swoich bliskich, zwłaszcza rodziców i dziadków. Mają wrażenie, że sami są dla nich chodzącym zagrożeniem – czy nie przynieśli wirusa na siatkach z zakupami, rękawiczce, czy przypadkiem nie przechodzą bezobjawowo infekcji? Pojawiają się głosy, że niedofinansowana publiczna ochrona zdrowia, która i bez pandemii często nie spełnia oczekiwań Polaków, załamie się pod natłokiem kolejnych zachorowań.
Przedsiębiorcy drżą o przyszłość swoich firm, wypatrując z niepokojem wsparcia ze strony państwa. Podobne lęki dotyczą osób zatrudnionych na umowy-zlecenia, które już dziś nie chodzą do pracy w restauracjach, hotelach czy sklepach odzieżowych. Narzeczeni obawiają się, czy uda się zorganizować wesele, do którego przygotowywali się miesiącami, uczniowie są zaniepokojeni, co z ich rekrutacjami do szkół średnich i wyższych – czy egzaminy odbędą się w terminie?
Właśnie zrobiliśmy krok w kierunku ukojenia niepokoju – rozłożyliśmy lęk przed koronawirusem na czynniki pierwsze (a przynajmniej kilka czynników – zachęcam do uzupełnienia listy). Bardzo ważne w radzeniu sobie z lękiem jest skonkretyzowanie go. Trudno jest myśleć o zagrożeniu i je przeanalizować, gdy jest ono niejasne i tajemnicze. Dopóki lokujemy źródło niepokoju w niewidzialnej cząsteczce, która może być wszędzie i umie wnikać do organizmu, dopóty może nas ogarniać poczucie bezradności – niełatwo jest przecież stawić czoło tak przedstawionemu niebezpieczeństwu. Koronawirus jest dla nas wszystkich takim rodzajem strachu, jak dziecięce lęki przed ciemnością, obcymi ludźmi czy potworem spod łóżka – to, co naprawdę nas teraz przeraża, to szeroko rozumiane nieznane. Dlatego warto razem ze swoimi rodzinami spróbować zmierzyć się z psychologicznymi konsekwencjami pandemii właśnie poprzez otwarte i szczere rozmowy. Zamykanie się w sobie ze swoimi ponurymi myślami niesie ze sobą ryzyko nakręcania spirali lęku i odcina od dobrodziejstw wzajemnego wsparcia i wspólnego generowania pomysłów na skuteczne radzenie sobie – zarówno z niepokojem, jak z rozprzestrzeniającym się po świecie patogenem.
W obliczu domowej kwarantanny
Przejście na pracę zdalną, odwołanie szkolnych zajęć czy kwarantanna nie tylko dezorganizują życie – odbijają się również na samopoczuciu psychicznym i funkcjonowaniu rodziny. Sytuacja jest niełatwa, gdyż z dnia na dzień runęła cała budowana w pocie czoła rutyna i sprawdzone schematy, którymi dla ułatwienia lubiliśmy podążać. Przystosowanie się do nowej sytuacji i wypracowanie optymalnych sposobów organizacji wymaga czasu, a właśnie tego może zacząć brakować – dzieci nie chodzą do szkoły i potrzebują uwagi, podczas gdy ich rodzice nadal muszą pracować – często w formie zdalnej. Napięcia związane z życiem zawodowym, które do tej pory rozgrywały się głównie w biurze, dzisiaj hulają po domu i mieszają się z rodzinnymi problemami. Jeśli dorośli nadal wychodzą do pracy, przed nimi wyzwanie zapewnienia opieki dzieciom, podczas gdy „podrzucenie” pociech dziadkom z oczywistych względów budzi niepokój.
Zmianom ulegają też najbliższe relacje – z partnerem/partnerką, dziećmi, rodzicami. Nagle wszyscy zaczynają spędzać w domu dużo więcej czasu – co oczywiście często wiąże się z ulgą i zadowoleniem. Intensywniejszy kontakt z bliskimi jest jednak wymuszony sytuacją zewnętrzną i w pewnym momencie może zacząć budzić frustrację. Trudniej jest się odseparować fizycznie, zwłaszcza w niewielkich mieszkaniach (może więc pojawić się problem z prywatnością), nie bardzo da się też „odpocząć od siebie” w sensie psychicznym – mniej czasu spędzamy z osobami spoza rodziny (przyjaciółmi z pracy czy ze szkoły). Może to być szczególnie trudne dla nastolatków, których potrzeba oddzielania się od rodziców i budowania autonomii jest o tyle silna, że naturalna i rozwojowa. Młodzież zostaje bezterminowo i bez zapowiedzi wyrwana ze znanego od lat środowiska rówieśniczego, co często powoduje poczucie chaosu. Bunt przeciwko nowym zasadom sam w sobie nie jest zjawiskiem negatywnym, ale w obliczu pandemii może prowadzić do nieodpowiedzialnych zachowań (np. spotykanie się poza domem mimo zakazów) i wymagać szczególnej konsekwencji ze strony rodziców.
Jakby tego było mało, zalewają nas także informacje dotyczące aktualnej sytuacji na świecie i w kraju. Rodzina bombardowana jest w social mediach kolejnymi niepokojącymi newsami, które często konstruowane są w taki sposób, aby wzbudzić w czytelniku silne emocje i skłonić go do „lajkowania”, komentowania i udostępniania. Gdy odczuwamy lęk, trudniej jest zachowywać wobec nich krytycyzm i dystans. Dodatkowo nasz umysł ma tendencje do takiego filtrowania informacji, aby dopuszczać przede wszystkim te, które są zgodne z dotychczasową wiedzą i stanem emocjonalnym – a więc, gdy panikujemy, możemy nieświadomie pomijać uspokajające komunikaty, a poszukiwać tych potęgujących niepokój.
Podstępny urok wyuczonej bezradności
Aby zrozumieć, co się dzieje w umysłach ludzi żyjących w okresie pandemii koronawirusa, przydadzą się nie tylko najnowsze doniesienia na temat COVID-19. Nadal aktualne pozostają odkrycia psychologów społecznych z lat 60. i 70. XX w. – Juliana Rottera i Martina Seligmana. Seligman, twórca teorii wyuczonej bezradności, na podstawie serii eksperymentów wykazał, że kiedy człowiek doświadcza cierpienia lub dyskomfortu, a jego próby walki spełzają na niczym, szybko poddaje się „sile wyższej” i wycofuje z działania. Idzie za tym szereg niepokojących skutków psychologicznych – brak motywacji, wydłużony czas uczenia się, depresja, apatia, lęk, poczucie zmęczenia i braku nadziei. Co gorsza, przekonanie, że nie ma się wpływu na swoje położenie, uogólnia się na inne sytuacje. Wydaje się, że pandemia stwarza cieplarniane warunki wykształcenia w umyśle zjawiska wyuczonej bezradności. I mimo że bezsilność jest oczywiście nieprzyjemna, niesie ze sobą także pewne nie do końca uświadamiane korzyści – zwalnia z ciężaru odpowiedzialności.
Radzić sobie z bezradnością pomaga wewnętrzne poczucie kontroli – przeświadczenie, że mamy wpływ na przebieg wydarzeń pojawiających się w naszym życiu. Jednak przypisywanie kontroli na zewnątrz wiąże się z przekonaniem, że jesteśmy zależni przede wszystkim od innych ludzi, instytucji, a nawet bliżej nieokreślonego losu czy przeznaczenia. Oczywiście, niełatwo jest utrzymywać wewnętrzne poczucie kontroli w obliczu pandemii, gdy zewsząd spływają niepokojące wiadomości i statystyki. Co więcej, to, gdzie lokujemy kontrolę, jest zależne między innymi od naszej osobowości – a jej nie zmienimy „od ręki”. Nie oznacza to jednak, że nie można podjąć prób zwiększenia poczucia sprawstwa – własnego i dzieci.
Choć mogą zdarzać się momenty, kiedy bezsilność bierze górę, zachęcam do prób przezwyciężania jej. Najlepiej zrobić to na dwa sposoby – po pierwsze, podążać za wytycznymi publikowanymi przez Światową Organizację Zdrowia czy Sanepid. Szczególna dbałość o higienę, przestrzeganie zasad społecznej izolacji czy monitorowanie swojego stanu zdrowia nie tylko przyczynia się do spowolnienia pandemii i chroni przed zachorowaniem, ale też pomaga odzyskać poczucie wpływu na rozwój wypadków. Eksperci podkreślają, że to właśnie od działań jednostek zależy, jak silne piętno odciśnie pandemia na całej populacji. Co więcej, warto zastanowić się, w jaki sposób możemy włączyć się w pomoc innym – może będą to zakupy dla starszego sąsiada, pójście na spacer z psem osoby przechodzącej kwarantannę, szycie maseczek dla szpitali, oddanie krwi?
Jak rozmawiać z dzieckiem o koronawirusie?
Trudno jest opracować złoty standard przekazywania dzieciom wiedzy o koronawirusie i pandemii – wychodzę z założenia, że każdy rodzic jest najlepszym specjalistą od relacji ze swoim dzieckiem. Postaram się jednak przybliżyć pewne uniwersalne zasady, które mogą okazać się przydatne w zmierzeniu się z tym niełatwym tematem.
Po pierwsze, dopasuj język do etapu rozwoju i możliwości dziecka – zadbaj, aby słownictwo było proste i zrozumiałe. Możesz spróbować wspólnie narysować wirusa czy stworzyć z dzieckiem instrukcję postępowania w okresie epidemii w formie komiksu. Staraj się skupić przy tym na faktach, pomijając niesprawdzone informacje i domysły. Nie bój się przyznać, że nie znasz odpowiedzi na wszystkie pytania – wyjaśnij, że to nowa sytuacja, w której wszyscy się uczymy. Zwłaszcza że ze starszym dzieckiem czy nastolatkiem możesz wspólnie poszukać odpowiedzi, pokazując jednocześnie, jak je weryfikować. Możecie skierować swoje kroki na YouTube – z dzieckiem w wieku szkolnym obejrzyj animowany film „Wszystko o koronawirusie oraz co powinieneś zrobić” na kanale Kurzgesagt – In a Nutshell, nastolatkowi poleć materiały Dawida Myśliwca z kanału „Uwaga! Naukowy Bełkot”. Ważne jest, aby stworzyć przestrzeń do wspólnej, otwartej dyskusji o filmach. W tym szczególnym okresie zwróć także baczniejszą uwagę na to, co twoje dziecko robi w Internecie – łatwo jest się natknąć na niewiarygodne artykuły siejące panikę.
Bardzo istotna jest też akceptacja emocji – zarówno dziecka, jak i własnych, nawet, gdy są one nieprzyjemne i przytłaczające. Autentyczne mówienie o własnych uczuciach stworzy atmosferę bliskości i zaufania, w której łatwiej będzie młodemu człowiekowi dopytywać i dzielić się swoimi wątpliwościami. Zastanówcie się też wspólnie, co możecie zrobić, gdy rośnie w was lęk lub złość (bo np. nie można wyjść na plac zabaw). Stwórzcie pulę pomysłów na to, jak rozładować nieprzyjemne emocje i radzić sobie ze stresem, jednocześnie nie zaprzeczając własnym uczuciom.
Gdzie szukać pomocy, gdy jest zbyt ciężko?
Obecna sytuacja jest szczególna i wyczerpuje wszystkie cechy kryzysu środowiskowego, a więc takiego, który jest wywołany katastrofą (naturalną lub wynikającą z działalności człowieka) i dotyczy całych grup ludzi. Jest to zjawisko ograniczone w czasie (choć jeszcze nie wiemy, kiedy się skończy), złożone i trudne do zwalczenia. Nie da się znaleźć natychmiastowych rozwiązań, za to niejednokrotnie jesteśmy zmuszeni do dokonywania trudnych wyborów. Możemy znaleźć się w stanie nierównowagi emocjonalnej, a nasze życie ulec ogólnej dezorganizacji. Stoimy też w obliczu ryzyka zapaści gospodarczej. Jednocześnie, co bardzo istotne, każdy kryzys zawiera zalążek rozwoju i bodziec do zmian.
Z pewnością jest za wcześnie na snucie daleko idących wniosków i podsumowań, ale już dziś możemy spróbować wypatrywać światełka w tunelu. Okres pandemii może przynieść w dalszej perspektywie także wzrost – na przykład utrwalenie zdrowych nawyków zwiększających odporność organizmu lub zacieśnienie więzi z domownikami, z którymi tak nieoczekiwanie zaczęliśmy spędzać znacznie więcej czasu. Być może czas kwarantanny spędzimy całkiem owocnie – robiąc wiecznie odkładane na później porządki, przysiadając do nauki języka obcego albo nadrabiając zaległości w lekturze. Kryzys środowiskowy wymaga także wzmożonych wysiłków w kierunku adaptacji do nowych sytuacji – a więc rozwija się nasza elastyczność. Tymczasem, jak podkreśla Frank Yeomans (2020), wybitny nowojorski psychoterapeuta, to właśnie umiejętność dostosowywania się do zaistniałych warunków stanowi centralny i podstawowy aspekt zdrowia psychicznego.
Może jednak nadejść moment, kiedy będzie potrzeba wsparcia z zewnątrz. Po ogłoszeniu stanu zagrożenia epidemicznego rzesze specjalistów podjęły dyskusję nad zdalnymi formami pomocy, a towarzystwa psychoterapeutyczne wydały oświadczenia i rekomendacje co do pracy przez telefon czy szyfrowane wideopołączenia. Nic nie stoi więc na przeszkodzie, aby kontynuować lub podjąć psychoterapię. Ponadto można skorzystać z krótkoterminowych form pomocy (często prowadzonych na zasadzie wolontariatu). Jedną z takich inicjatyw jest akcja „Psychologowie i psychoterapeuci dla społeczeństwa”, skierowana do osób szczególnie dotkniętych kryzysem pandemii – personelu medycznego, osób odbywających kwarantannę czy zagrożonych utratą dochodu. Także w miejscowych poradniach i gabinetach psychoterapii część terapeutów wygospodarowała godziny na świadczenie interwencji kryzysowej – zwykle takie inicjatywy są ogłaszane na stronach internetowych i w mediach społecznościowych danej placówki. Od połowy marca br. można korzystać z pomocy online lub przez telefon także w poradniach świadczących psychoterapię w ramach NFZ. W tym szczególnym okresie gorąco zachęcam Państwa do zadbania zarówno o swoje zdrowie somatyczne, jak i psychiczne.
Bibliografia dostarczona przez autorkę jest dostępna w redakcji.
Autorka jest psycholożką w trakcie szkolenia psychoterapeutycznego w Krakowskim Centrum Psychodynamicznym. Pracuje w Specjalistycznym Ośrodku Wsparcia dla Ofiar Przemocy w Rodzinie oraz Klubie Integracji Społecznej Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Poznaniu.